niedziela, 30 listopada 2014

Jak brzmiał tekst przysiegi Armii Krajowej...

W obliczu Boga Wszechmogącego i Najświętszej Marii Panny Królowej Korony Polskiej, kładę swe ręce na ten święty Krzyż, znak męki i Zbawienia. Przysięgam być wiernym Ojczyźnie mej, Rzeczpospolitej Polskiej, stać nieugięcie na straży Jej honoru i o wyzwolenie Jej z niewoli walczyć ze wszystkich sił, aż do ofiary mego życia(...)


Każda armia czy grupa bojowa potrzebuje odpowiedniej przysięgi. Rytuału, podczas którego zwykły cywil staje się pełnoprawnym żołnierzem i deklaruje posłuszność przełożonemu, oddaną walkę w imię ojczyzny i służbę rodakom. Cały rytuał, a w szczególności słowa wypowiadanej przysięgi odciskają piętno w psychice na całe życie. Nierzadko weterani AK, opowiadając o swoich przeżyciach okresu wojny, ze łzami w oczach powracają do słów wypowiadanych na baczność z podniesionymi palcami...

Ochotnicy do walk w powstaniu warszawskim składają przysięgę
Pierwszą wersję przysięgi Armii Krajowej, rząd RP na uchodźstwie w Londynie zatwierdził w styczniu 1942 roku-jeszcze przed przemianowaniem ZWZ na AK (14 lutego 1942 roku). Była to przysięga dla wszystkich Polaków walczących na terenie okupowanego kraju w konspiracji. Złożenie przysięgi było jednym z podstawowych kroków do wejścia w świat podziemnej Polski. Obowiązywała zarówno zwykłych żołnierzy, jak i wyższych rangą oficerów. Odbierali ją bezpośrednio przełożeni. Ze względu na bezpieczeństwo żołnierzy konspiracji, nie formalizowano nadmiernie aktu przysięgi i nie praktykowano przysięgi zbiorowej...

Obowiązek złożenia konspiracyjnej przysięgi spoczywał również na oficerach i żołnierzach zawodowych, którzy przed wojną przysięgali na podstawie roty z 1932 roku, wprowadzonej przez Prezydenta RP w rozporządzeniu o służbie wojskowej...

Pierwsza wersja z 1942 roku prowadzona przez Prezydenta na uchodźstwie brzmiała następująco:

Przysięgający:
W obliczu Boga Wszechmogącego – i Najświętszej Marii, Królowej Korony Polskiej – kładę rękę na ten Święty Krzyż, znak Męki i Zbawienia, i przysięgam, że będę wiernie i nieugięcie stać na straży honoru Polski i o wyzwolenie jej z niewoli walczyć będę zawsze ze wszystkich sił moich, aż do ofiary z mego życia. Wszelkim rozkazom będę posłuszny, a tajemnicy niezłomnie dochowam, cokolwiek by mnie spotkać miało.

Przyjmujący odpowiadał na to:
 Przyjmuję cię w szeregi żołnierzy Wolności. Obowiązkiem twoim będzie wlaczyć z bronią w ręku o odzyskanie Ojczyzny. Zwycięstwo będzie twoją nagrodą, zdrada będzie ukarana śmiercią.

Składanie przysięgi

12 grudnia 1942 roku, dowódca Armii Krajowej generał „Grot" Rowecki, rozkazem  nr 73/1942 wprowadził nieznaczne zmiany w tekście przysięgi przytoczonej powyżej. Zostały one oczywiście zaakceptowane przez naczelnego wodza. Chodziło głównie o wprowadzenie do tekstu roty samej nazwy Armii Krajowej, której wcześniej nie było. Zastosowano też kilka poprawek językowych, Po zmianach przysięga  prezentowała się następująco:

 Przysięgający:

W obliczu Boga Wszechmogącego
i Najświętszej Marii Panny, Królowej Korony Polskiej,
kładę swe ręce na ten Święty Krzyż,
znak Męki i Zbawienia,
i przysięgam być wiernym Ojczyźnie mej
Rzeczpospolitej Polskiej,
stać nieugięcie na straży Jej honoru
i o wyzwolenie Jej z niewoli
walczyć ze wszystkich sił
– aż do ofiary życia mego.
Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej
i rozkazom Naczelnego Wodza
oraz wyznaczonemu przezeń Dowódcy Armii Krajowej
będę bezwzględnie posłuszny,
a tajemnicy niezłomnie dochowam,
cokolwiek by mnie spotkać miało.
Tak mi dopomóż Bóg!
 
Przyjmujący odpowiadał:

Przyjmuję Cię w szeregi Armii Polskiej,
walczącej z wrogiem w konspiracji
o wyzwolenie Ojczyzny.
Twym obowiązkiem będzie walczyć
z bronią w ręku.
Zwycięstwo będzie Twoją nagrodą,
zdrada karana jest śmiercią!


Składanie przysięgi podczas powstania warszawskiego-rekonstrukcja, Mokotów 

niedziela, 23 listopada 2014

Sam przeciw czołgom... Historia zapomnianego bohatera kampanii wrześniowej...

5 września kolumna  niemieckich czołgów naciera na ziemię piotrkowską. Zagrożony  okrążeniem 85 pułk Strzelców Wileńskich, wycofuje się,  jego odwrót ubezpiecza  plutonowy Stefan Karaszewski. Osamotniony stawia czoło przez dwie godziny 60 czołgom, niszcząc sześć, a następne kilkanaście uszkadzając. W końcu wyczerpawszy swe siły i zapas amunicji, rozsadza się ostatnim granatem...




Stefan Karaszewski urodził się 14 kwietniu 1915 roku, w Harbinie w północnej części Chin, gdzie jego ojciec pracował przy linii kolejowej łączącej Syberię z Władywostokiem. W Harbinie przebywało wówczas kilkanaście tysięcy Polaków, pracujących głównie przy budowie nowej linii kolejowej. Istniały polskie organizacje społeczne, wydawano polskie gazety, działały polskie kluby i wiele innych tego typu organizacji. Nawet, w 1915 roku założono polskie gimnazjum im. Henryka Sienkiewicza, które istniało do 1949 roku. Gdy skończyła się I wojna światowa, a Polska pomału odzyskiwała długo upragnioną niepodległość Stefan i jego rodzina wrócili do Tomaszowa Mazowieckiego, miasta, z którego pochodził jego ojciec, Stanisław...

Niedługo po powrocie do Polski, ojciec ciężko zachorował, a rodzina popadła w biedę. Dlatego Stefan zaraz po skończeniu szkoły musiał podjąć pracę w pobliskiej fabryce włókienniczej. Nasz bohater swoją przygodę z wojskowością rozpoczął od wstąpienia do Związku Strzeleckiego „Strzelec”, z imienia którego odbył wiele kursów i szkoleń. W tym samym czasie ożenił się i kilka miesięcy później przyszła na świat jego córeczka Alicja...

Po powołaniu do wojska trafił do 85 pułku Strzelców Wileńskich, do kompanii karabinów maszynowych. Jego służba miała trwać do 10 września. Miał już nawet zakupiony bilet powrotny z Wilna do Tomaszowa Mazowieckiego. Ale jednak wszystko pokrzyżował atak Niemców na Polskę, 1 września 1939 roku. Wermacht w myśl taktyki blitzkriegu posuwał się do przodu, w głąb Polski siejąc za sobą spustoszenie i śmierć niewinnych.

Nasz bohater ze swoim 85 pułkiem Strzelców Wileńskich już pod koniec sierpnia włączył się do 19  Dywizji Piechoty, a ta z kolei stała się częścią odwodowej Armii „Prusy” generała Stefana Dęba-Biernackiego. Żołnierzy przewieziono pociągiem z Wilna do Łowicza. Dalej powędrowali piechotą w okolice Piotrkowa Trybunalskiego. Pułk zajął miejsce między Moszczenicą a Piotrkowem osłaniając fragment linii kolejowej, o ogromnym znaczeniu strategicznym. Spodziewając się szybkiego ataku ze strony Wermachtu,  chłopaki z pułku zaminowali wszystkie drogi i pola od strony zachodniej. 4 września niemieckie kolumny pancerne przerwały front pod Piotrkowem Trybunalskim. Następnego dnia do polskich pozycji zbliżało się kilkanaście niemieckich czołgów z 1 Dywizji Pancernej XVI Korpusu 10 Armii generała Waltera von Reichenau.  Jan Kruk-Śmigla, dowódca wileńskiego pułku dobrze wiedział, że jeśli nie wycofa swoich żołnierzy, czeka ich wszystkich śmierć  lub obóz jeniecki. Musiał szybko działać. Rozkazał więc odwrót. Wszyscy żołnierze wiernie przyjęli rozkaz i poczęli przygotowania do odwrotu. Wszyscy z wyjątkiem jednego... Oczywiście był nim nasz bohater Stefan Karaszewski, który zdecydował, że w pojedynkę będzie osłaniał odwrót towarzyszy...


Osamotniony plutonowy, dobrze wiedział, że nie wyjdzie z tego żywy, ale przynajmniej zatrzyma przez chwilę Niemców i uratuje kolegów. Gdy jeszcze czołgów nie było widać na horyzoncie, wziąwszy ze sobą kilka Mauserów zajął  stanowisko ogniowe położone na łące kilkadziesiąt metrów od toru kolejowego, na północ od wsi Kosów. Miało ono formę okopu i uzbrojone było w ciężki karabin maszynowy wz. 30, oraz sporą liczbę granatów w żelaznej skrzynce.

Po chwili na zachodniej części horyzontu pojawiło się około sześćdziesiąt  niemieckich maszyn. Zmierzały wprost na okopy, w których czekał już skryty i przygotowany Karaszewski. Pierwszą linią obrony były miny, których w ostatnich dniach wraz  z kolegami rozmieścił około tysiąca. Słysząc pierwszy wybuch, nasz bohater wyłania się z okopu  i za pomocą Mausera eliminuje próbującą się wydostać z palącego  czołgu załogę . Słysząc następne wybuchy, rzuca na ziemię Mausera, a dosiada najbliższy karabin maszynowy. Następny wybuch  i następna załoga wychodzi włazem na zewnątrz pojazdu. Po pancerzu bębnią tylko  pociski z CKM-u, a za chwilę trzy ciała bezwładnie padają nieopodal, na trawę. Nie przerywając serii Karaszewski przenosi ogień na nadjeżdżający motocykl z przyczepą. Jego załoga ginie. Nadjeżdżają kolejne maszyny, którym o dziwo udaje się uniknąć min. Kiedy są kilka metrów od okopu, Kraszewski chwyta granat, wyciąga zawleczkę i rzuca. Chwila ciszy  i nagle wybuch. Kolejny granat, kolejny wybuch. I tak przez dwie godziny. W ostatniej fazie Niemcy kryjąc się w bezpiecznej odległości za zabudowaniami okrążają stanowisko, które nadal się mocno broni. Obrońcy pozostało jeszcze tylko kilka naboi do Mausera i kilka granatów. Wystrzeliwuje ostatnie naboje w stronę nacierających Niemców i  ciska pozostałe granaty. Prócz ostatniego. Wyciąga z niego zawleczkę, ale zamiast rzucić w stronę wroga, przykłada sobie do gardła.

Niemcy przez długi czas bali się podejść do okopu. Gdy w końcu jednak to zrobili,  byli zdumieni i nie mogli uwierzyć własnym oczom. Byli przekonani, iż opór stawiało przynajmniej kilku żołnierzy. Tymczasem na dnie okopu leżało tylko jedno ciało, z rozerwanym gardłem i poszarpaną twarzą...
Podczas dwugodzinnej walki plutonowy Stefan Karaszewski zdołał całkowicie zniszczyć sześć niemieckich maszyn i uszkodzić kilka kolejnych...A 85 pułk strzelców wileńskich z powodzeniem wycofał się na wschód....

Mieszkańcy Kosowa i Moszczenicy pochowali ciał bohaterskiego plutonowego na pobliskiej łące, obok przejazdu kolejowego w bezimiennej mogile. W październiku odkopano zwłoki i dokładnie przeszukano (czego nie uczyniono wcześniej). Znaleziono w kieszeni  munduru legitymację ze zdjęciem, książeczkę wojskową z wpisem o awansie na plutonowego (walczył w mundurze z dystynkcjami kaprala, nie zdążył sobie przypiąć dodatkowej belki na pagonach) oraz przekaz pieniężny z adresem jego matki, który umożliwił zawiadomienie rodziny.

Drugi pogrzeb miał charakter patriotycznej manifestacji. Zgromadziło się wtedy około 1000 osób z okolicznych miejscowości. A honory oddali mu nawet stacjonujący w miejscowości oficerowie niemieccy. Ostatecznie  rodzina jeszcze raz  ekshumowała ciało i przeniosła na cmentarz w Tomaszowie Mazowieckim, gdzie spoczywa do dzisiaj.


W 1976 roku w miejscu gdzie znajdowało się stanowisko obronne naszego bohatera, spoczął głaz upamiętniający jego wielki czyn. Oprócz napisu widnieje na nim siedem trójkątów symbolizujących czołgi zniszczone przez Stefana Karaszewskiego oraz kółko – symbol motocykla zniszczonego ogniem polskiego CKM-u. Pomnikiem opiekuje się 86 Piotrkowska Drużyna Harcerska "Knieja" nosząca jego patronat.
We wrześniu 2010 roku prezydent Bronisław Komorowski odznaczył pośmiertnie plutonowego Stefana Karaszewskiego Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.

niedziela, 16 listopada 2014

Najstarsza polska piosenka....

Najstarszą znaną polską pieśnią jest Oj chmielu, chmielu, pochodząca jeszcze z czasów pogańskich przed przyjęciem chrztu w 966 roku. Jest śpiewana na całym obszarze Polski( a nawet po za granicami)  już przez ponad 1000 lat. A jej melodia wykorzystywana była przez takich artystów jak np. Fryderyk Chopin...


Pieśń chmielowa związana jest z polskim obrzędem weselnym Śpiewano ją o północy, kiedy to  następował moment oczepin. W wierzeniach pogańskich chmiel wraz z pieśnią odgrywał „magiczną rolę”, jeszcze do początku XX wieku matka oblubienicy, wprowadzając nowożeniców do domu obsypywała ich chmielem. Niektórzy badacze nawet domniemywali ,że w polskiej mitologii istniało bóstwo Chmielu(wzrostu i rozwoju). W czasach przedchrześcijańskich wierzono w ptaki-dusze, zatem ziarno rzucane na młodych mogło pełnić rolę pokarmu dla duchów przodków. Mogło tez być ofiarą składaną im i demonom dla przebłagania, by nie szkodziły młodej parze. Wiadomo tez że podczas pogańskich obrzędów używano piwa robionego właśnie z tej rośliny.

Oj chmielu, chmielu śpiewano jeszcze na weselach pod koniec  XIX wieku w dworach szlacheckich, i  domach chłopskich. Później zwyczaj utrzymał się tylko wśród chłopów.

W pieśni tej, która zachowała swoja archaiczną, najstarszą budowę melodii, powtarza się jeden motyw:g1-d1-e1.


Znane są podstawowe trzy wersje pieśni Oj chmielu, chmielu: 

 Wariant pierwszy:
Żebyś ty chmielu na tyczki nie lazł,

Nie robiłbyś ty z panienek niewiast,
Oj chmielu, oj niebożę,
To na dół, to ku górze,
Chmielu niebożę.
Ale ty chmielu po tyczkach łazisz,
Nie jedną pannę z wianeczka zrazisz.
Oj chmielu...
Oj chmielu, chmielu, ty bujne ziele,
Nie będzie przez cię żadne wesele.
Oj chmielu...
Oj chmielu, chmielu, ty rozbójniku,
Rozbiłeś dziewczynę na pasterniku.
Oj chmielu...

 Wariant drugi:
Żebyś ty, chmilu,

na tyki nie loz,
nie robiułbyś ty
z paninek niewiast.
Ale ty, chmilu,
na tyki lezies,
niejedny pannie
wionek odbierzes.
Oj, chmilu, chmilu,
serokie liście, n
aso Marysie
zacepiliście.

I wariant trzeci:
Oj, chmielu, chmielu, ty bujne ziele,

Bez cie nie będzie żadne wesele.
Oj, chmielu, oj, niebożę,
Niech ci Pan Bóg dopomoże,
chmielu niebożę.
Żebyś ty, chmielu, na tyczki nie lazł,
Nie robiłbyś ty z panienek niewiast,
Oj, chmielu, oj niebożę…
Ale ty, chmielu, na tyczki włazisz,
Niejedną panienkę wianeczka zbawisz,
Oj, chmielu, oj niebożę…
Oj, chmielu, chmielu, drobnego ziarnka,
Nie będzie bez cię piwo, gorzałka.
Oj, chmielu, oj niebożę…
Oj, chmielu, chmielu, szerokie liście,
Już Marysieńkę oczepiliście.
Oj, chmielu, oj niebożę…

 W poniższym wykonaniu użyto trochę zmienionej wersji :



wtorek, 11 listopada 2014

Ile narodów walczyło w powstaniu warszawskim ?


Choć był to zryw Polaków przeciwko Niemcom, to jednak  po obu stronach walczyło wiele nacji. W szeregach powstańców walczyli cudzoziemscy mieszkańcy Warszawy, ale również, dezerterzy z Wermachtu i zbiegowie z nazistowskich obozów pracy i więzień. Historycy doliczyli się po stronie warszawiaków, aż 18 narodów, w tym Słowaków, którzy stworzyli odrębny pluton, Żydów, Węgrów, Francuzów, Brytyjczyków, Gruzinów oraz  Niemców. 


W szkole możemy się dowiedzieć, o brytyjskich i amerykańskich lotnikach, którzy wspomagali powstańców zrzutami, które w większości i tak wpadały w ręce Niemców, ale mało kto wie, że po stronie Polaków walczyło łącznie kilkanaście narodów, praktycznie z całego świata. Od Polaków walczących na zrujnowanych ulicach odróżniała ich opaska w swoich barwach narodowych, noszona obok biało-czerwonej.

Oprócz wyżej wymienionych brytyjskich i amerykańskich lotników, w misjach zrzutowych brali udział piloci z 31 i 34 Dywizjonu  SAAF-sił południowoafrykańskich. W  skład samego  RAF'u wchodziło wielu obcokrajowców, głównie z brytyjskich kolonii - Irlandczycy z Ulsteru, Kanadyjczycy i Australijczycy.

Największą grupą cudzoziemskich uczestników powstania byli Słowacy, którzy utworzyli własny, pluton, otrzymali nawet prawo do posługiwania się swoimi barwami narodowymi. Był to pluton 535 tzw. pluton Słowaków, który walczył na Czerniakowie. W 1939 roku Słowacy w Warszawie stanowili znaczą mniejszość, a po wybuchu wojny jej przywódcy powołali do życia Słowacki Komitet Narodowy, który zwrócił się  do Polskiego Państwa Podziemnego z prośbą o utworzenie oddziału słowackiego u boku AK.  Dowództwo dało zielone światło. Jego dowódcą został Mirosław Iringh. 1 sierpnia pluton brał udział w walkach o Belweder. Od 10 sierpnia  Słowacy obsadzali bloki pomiędzy ulicami Fabryczną a Przemysłową, odpierając ataki niemieckie ze strony gmachu Gimnazjum im. Stefana Batorego. Po reorganizacji, oddział utworzył III pluton w 1 kompanii I batalionu "Tur". Od 20 sierpnia pluton walczył na ulicy Solec na wysokości ulicy Mącznej, gdzie odpowiadał za cypel czerniakowski. W nocy 14 września pluton został odcięty od oddziałów i zmuszony wycofać się na ulicę Zagórną. Utrzymał te pozycje do 16 września, walcząc na przyczółku czerniakowskim wraz z żołnierzami 3 Pomorskiej Dywizji Piechoty. Walki z ponad pięćdziesiątki żołnierzy przeżyło dziewięciu, którzy 23 września przeprawili się na Saską Kępę.

Opaska 535 plutonu Słowaków  z godłem państwowym 

W skład plutonu 535 wchodzili także Gruzini, byli to głównie zbiegli jeńcy sowieccy, a także Czesi i  Ormianie, których spora diaspora zamieszkiwała od kilku pokoleń w stolicy. Gruzini wchodzili również w skład m.in. 2. Harcerskiej Baterii Artylerii Przeciwlotniczej, Zgrupowania Chrobry II i Oddziału Osłonowego Wojskowych Zakładów Wydawniczych.

Pluton 353 Słowaków 
Liczną grupę obcokrajowych powstańców stanowili  także Węgrzy. Po części były to osoby mieszkające w przedwojennej Warszawie. Ale dużą grupę walczących po stronie polskiej Węgrów stanowili dezerterzy z  podporządkowanego Niemcom  II Korpusu Rezerwowego, dowodzonego przez generała Antala Vattaya. Chociaż węgierskie wojska otrzymały zakaz pomagania Polakom, to szybko okazało się, że węgierscy żołnierze jawnie sympatyzowali z Polakami. Węgrzy często oferowali powstańcom  żywność i broń, a także  ich posterunki przepuszczały polskie oddziały partyzanckie zmierzające do miasta. Niemcy obawiali się tylko jednego- tylko żeby cały węgierski Korpus nie przeszedł na stronę powstańców. Przeczucie Niemców nie zawiodło, bo  już 15 sierpnia 1944 roku odbyły się tajne pertraktacje pomiędzy dowództwem II węgierskiego korpusu rezerwowego gen. Beli Lengyela, a szefem mokotowskiego Biura Informacji i Propagandy płk. Janem Stępniem „Szymonem”. Węgrzy zaoferowali przejście ok. 20 tys. wojsk węgierskich znajdujących się na terenie okupowanej Polski na polską stronę oraz militarne wsparcie Armii Krajowej w akcji Burza. Według planu przedstawionego przez Węgrów przedstawiciel KG AK miał polecieć samolotem do Budapesztu w przebraniu węgierskiego oficera aby na ten temat rozmawiać bezpośrednio z Horthym, który chciał wykorzystać kontakty Polaków do przejścia na stronę aliantów. Podczas kolejnego spotkania między gen. Lengyelem i gen. Szabo płk. Stępień oświadczył, że AK nie może udzielić żadnych gwarancji co do powodzenia rozmów z aliantami, ponieważ równie trudna jest sytuacja Polaków. Wobec tego dowództwo węgierskie zaoferowało transport przedstawiciela AK własnym samolotem do Londynu w celu przeprowadzenia trójstronnych rozmów na ten temat z przedstawicielami aliantów. O rokowaniach dowiedział się niemiecki wywiad, który odwołał węgierskie dywizje z frontu nad Wisłą.

Węgrzy na ogół nie kryli się ze swymi sympatiami dla walczącej Warszawy i ludność Ursynowa wysłuchała ze wzruszeniem nabożeństwa polowego, po którym orkiestra 5. węgierskiej dywizji rezerwowej odegrała polski hymn narodowy- Lesław Bartelski, Mokotów 1944

W powstaniu walczyli również dezerterzy z wielonarodowych sił niemieckich, w których skład chodziły siły azerbejdżańskie, wschodniomuzułmańskie i kozackie- przeważnie do wermachtu wcielani siłą. Po ciężkich przeżyciach w niemieckiej armii, gdzie często byli traktowani "jak psy", dziękowali, że mogą walczyć w polskiej armii, gdzie czują się znakomicie i wyrażali wdzięczność, że Polacy ich przyjęli.

Zdarzały się również przypadki zdezerterowania, a raczej przejścia na stroną polską samych Niemców. Jednym z takich był podoficer Luftwaffe Willy Lampe, który w Zgrupowaniu Bartkiewicz działał m.in. na ul. Królewskiej i uczył Polaków obsługi broni niemieckiej. I nie był to przypadek odosobniony, takich przejść było dużo więcej np, Alzatczyka, który w czasie walk frontowych przeszedł na stronę polską. Polacy nazywali go "Degolistą", przed wojną był nauczycielem i podkreślał, że jako Alzatczyk nie czuje się Niemcem. Zginął w połowie sierpnia w rejonie ul. Grzybowskiej...

Do mniej licznych narodowości walczących w powstaniu należeli Francuzi. Jednym z powstańców francuskiego pochodzenia był niezeznany z imienia i nazwiska o pseudonimie "Gwiazdka"  uczestniczący w walkach w rejonie ul. Rozbrat. Wsławił się zniszczeniem niemieckiego Goliata. Goliaty były to zdalnie sterowane miny samobieżne. połączone z operatorem za pomocą kabla. W czasie powstania wykazały się dużą skutecznością w niszczeniu powstańczych barykad i umocnień.
W powstaniu walczyli także Włosi, uczestniczący w działaniach m.in. w Śródmieściu i na Starym Mieście. Znana jest postawa włoskich restauratorów z ul. Marszałkowskiej organizujących wyżywienie dla powstańców. Włosi służyli także w oddziałach jako kucharze.

Pośród powstańców odnaleźć można było tak egzotycznych, jak na przykład  czarnoskóry Nigeryjczyk August Agbola O'Brown ps. Ali, walczący na Śródmieściu Południowym w okolicach ulicy Wspólnej, Marszałkowskiej i Wilczej, pod rozkazami  kpr. Aleksandra Marcińczyka („Łabędź”) w batalionie  „Iwo-Ostoja”.
August  Agbola O'Brown ps. Ali 
W postaniu zdarzały się tez nazwiska brzmiące bardzo rosyjsko. I trudno określić czy byli to Rosjanie czy może przedstawiciele innych narodów ze wschodu. Wiadomo jednak, że w oddziałach 1 Armii Wojska Polskiego dowodzonej przez Zygmunta Berlinga, która podjęła próby pomocy powstańcom, byli także Rosjanie. We wrześniu  oddziały Berlinga wzięły udział w walkach o Pragę, a następnie podjęły ograniczone próby przeprawy przez Wisłę i utworzenia przyczółków na Górnym Czerniakowie, Powiślu i Żoliborzu. I może to w pewnym sensie tłumaczy występowanie pośród powstańców, żołnierzy z rosyjskimi nazwiskami i akcentem.


Do powstania przyłączyła się większość spośród 348 Żydów, uwolnionych 5 sierpnia  z obozu  przy ul. Gęsiej („Gęsiówka”), przez  batalion "Parasol". Wśród uwolnionych dużo liczbę stanowili Żydzi pochodzenia zagranicznego- przywiezionych wagonami do Warszawy, obywateli  Grecji, Holandii, Francji,  Niemiec i Węgier. W powstaniu brali oni udział w działaniach fortyfikacyjnych i  pomocniczych (transportowali rannych i broń, gasili pożary). Niektórzy również walczyli z bronią w ręku. Ponadto w powstaniu wzięło udział wielu Żydów ukrywających się na terenie miasta. Byli to głownie członkowie  Żydowskiej Organizacji Bojowej, którym udało się przeżyć powstanie w getcie.


To, że w powstaniu walczyli przedstawiciele wielu narodowości, było nagłaśniane  przez prasę powstańczą, by podnieść ducha walczących Polaków i pokrzepić ludność cywilną. Trudno powiedzieć co się stało z walczącymi obcokrajowcami. Pewnie większość pozostała , osiedlając się na terenie powojennej Polski. A reszta, tak jak  August Agbola O'Brown, wyemigrowała na Zachód do Wielkiej Brytanii, albo  USA przed komunistycznym aparatem terroru....



Polecam przeczytać także :
Jedyny czarnoskóry powstaniec warszawski...

Polak Węgier dwa bratanki, czyli dlaczego w 1939 roku Węgrzy odmówili Hitlerowi ataku na Polskę...


Źródło:
Norman Davies- Powstanie '44 
www.1944.pl

niedziela, 9 listopada 2014

Trójkąt trzech cesarzy...

Trójkąt Trzech Cesarzy, to miejsce, które przed I wojną światową było znane w całej Europie. Ciągnęły do niego rzesze- tętnił życiem, bo przecież był  ewenementem na skalę światową- w końcu rozdzielał  trzy cesarstwa- Austrii, Prus i Rosji. Dziś jest kompletnie zapomniany.  


Trójkąt Trzech Cesarzy obecnie 

By sięgnąć początku historii Trójkąta trzech Cesarzy musimy cofnąć się do roku 1815, kiedy to na Kongresie Wiedeńskim,  teren Księstwa Warszawskiego został znów podzielony między trzech zaborców. I tak u zbiegu trzech rzek: Przemszy, Białej Przemszy oraz Czarnej Przemszy spotkały się rubieże:  Królestwa Polskiego w unii z Rosja, Prus oraz Rzeczypospolitej Krakowskiej pod protektoratem trzeciego zaborcy. Następnie po powstaniu listopadowym 1831 - 1846 po włączeniu Królestwa Polskiego do Rosji jako autonomicznej prowincji, był to trójstyk granic Rosji, Prus i Rzeczypospolitej Krakowskiej.

Dopiero po wcieleniu Rzeczpospolitej Krakowskiej w 1846 roku do Austrii, ziemie zaborców oficjalnie spotkały się w Mysłowicach. Od tego roku miejsce nazywano „Drei Lander Ecke”. Właściwe tłumaczenie powinno brzmieć Kąt Trzech Krajów, jednak w XIX wieku, tę nazwę niefortunnie przetłumaczono jako „Trójkąt Trzech Krajów”. Do zmiany nazwy miejsca doszło po wojnie prusko-francuskiej. W 1871 roku nastąpiło zjednoczenie Niemiec pod przewodnictwem Prus i powstała Rzesza Niemiecka. A obok cesarza Austrii i Rosji pojawił się Niemiecki. Dwa lata później utworzono Związek Trzech Cesarzy, a nad Przemszą powstał „Drei Kaiser Ecke”. Podobnie jak wcześniej źle przetłumaczono nazwę. Zamiast Kąt wymawiano Trójkąt. Nazwa przetrwała do zakończenia I wojny światowej.

Dziś te tereny jak i same rzeki są częścią miast; Mysłowic oraz Sosnowca. Gdybyśmy jednak wrócili do czasów gdy trójką przeżywał swoje najlepsze lata, to miejscowościami granicznymi były: od strony Prus  Brzęczkowice/Słupna, ze strony rosyjskiej Modrzejów, a ze strony austriackiej Jęzor- dzielnica Jaworzna.







Do czasów pierwszej wojny światowej Trójkąt Trzech cesarzy był niezwykle znany w całej Europie. Jak można było przeczytać w ówczesnych gazetach, trójkąt tygodniowo odwiedzało  od 3 do 8 tysięcy turystów. Po rzekach pływały dwa parostatki, a dodatkową atrakcją stała się wybudowana w 1907 wieża Bismarcka, w zniesiona na pobliskim wzgórzu- kiedyś Bismarcka- dziś Kościuszki. Miała ona 20 metrów wysokości i platformę widokową na górze. Wielkie kamienne bloki i grube mury symbolizowały pruską potęgę. Z platformy widokowej można było podziwiać jak daleko sięgają tereny niemieckie. W pogodne dni ujrzeć w oddali można było Kraków, a nawet Tatry. Została ona rozebrana najprawdopodobniej w 1937 roku. Kamienie z wieży zostały wykorzystane przy budowie katowickiej Katedry (według innych źródeł – do budowy schodów kościoła w Brzęczkowicach lub w obu tych miejscach).

Lata Trójkąta Trzech Cesarzy, to jednakowo lata świetności samych Mysłowic, które po kongresie stały się miastem granicznym. I zarazem bardzo atrakcyjnych turystycznie. W krótkim czasie liczba mieszkańców wzrosła dwudziestokrotnie. "W roku 1913 było w Mysłowicach 110 restauracji. Ludzie kąpali się w Przemszy, łowili ryby. To była ozdoba miasta, miejsce wypoczynku ludzi z całej okolicy. Mimo że po I Wojnie Światowej granica była od Trójkąta daleko, ludzie nadal chodzili tam na spacery, a dzieci zimą jeździły z góry na nartach.”

Powstała masa pocztówek z motywem Trójkąta Trzech cesarzyMożna wyróżnić kilka ich głównych rodzajów: widok na teren z wizerunkami trzech cesarzy, trzech flag czy też innych wariacji na temat podkreślenia, o jakie miejsce chodzi (czasem pocztówka dwuobrazkowa z Wieżą Bismarcka); widok na teren bez wizerunków cesarzy, ale z bardziej szczegółowo przedstawionymi elementami krajobrazu – łodzie, zabudowania, most; pocztówki z Wieżą Bismarcka; mapy z miejscem, gdzie stykały się granice trzech cesarstw.

Pocztówka z motywem Trójkąta Trzech Cesarzy 

Choć po II wojnie światowej i nowym podziale zrujnowanej Europy o trójkącie nikt już nie pamiętał, to obecnie miejsce to odzyskuje swoją historyczną świetność. W dzień po wejściu Polski do Unii Europejskiej, 2 maja 2004 odbyło się na terenie trójkąta spotkanie prezydentów: Jaworzna, Sosnowca i Mysłowic oraz zamontowano tablice z napisem:

W miejscu, w którym niegdyś stykały się granice trzech zaborów dzisiaj świętujemy wstąpienie Polski do Unii Europejskiej i jesteśmy dumni, że wspólnie budujemy Europę bez granic...
Trójkąt Trzech Cesarzy - obelisk

niedziela, 2 listopada 2014

Co tak naprawdę Hitler myślał o Polakach....

"Polacy są najbardziej inteligentnym narodem ze wszystkich, z którymi spotkali się Niemcy podczas tej wojny w Europie... Polacy, według mojej opinii i na podstawie obserwacji i meldunków z Generalnej Gubernii, są jedynym narodem w Europie, który łączy w sobie wysoką inteligencję z niesłychanym sprytem(...)  Polacy powinni być asymilowani do społeczności niemieckiej jako element wartościowy rasowo(...)"


Wycinek z "Głosu Wielkopolski"

W jednym z numerów "Głosu Wielkopolski" z  1947 roku, pojawił się  nietypowy artykuł, jak sam autor zaznacza oparty na informacji od agencji United Press. Pod koniec wojny Amerykanie mieli znaleźć w jednym z frankfurckich bunkrów tajny memoriał Hitlera, skierowany do  Heinricha Himmlera z 4 marca 1944 roku. Hitler wspominał tam o Polakach w sposób nietypowy, wręcz niewyobrażalny. A pisał mianowicie tak: 


„Polacy są najbardziej inteligentnym narodem ze wszystkich, z którymi spotkali się Niemcy podczas tej wojny w Europie... Polacy według mojej opinii, oraz na podstawie obserwacji i meldunków z Generalnej Gubernii, są jedynym narodem w Europie, który łączy w sobie wysoką inteligencję z niesłychanym sprytem. Jest to najzdolniejszy naród w Europie, ponieważ żyjąc ciągle w niesłychanie trudnych warunkach politycznych, wyrobił w sobie wielki rozsądek życiowy, nigdzie niespotykany.  
Na podstawie ostatnich badań, powadzonych przez Reichsrassenamt uczeni niemieccy doszli do przekonania, że Polacy powinni być asymilowani do społeczności niemieckiej jako element wartościowy rasowo. Uczeni nasi doszli do wniosku, że połączenie niemieckiej systematyczności z polotem Polaków dałoby doskonałe wyniki" - pisał kat Polaków.
Prócz wycinka z powojennej prasy, nie znajdziemy innych źródeł potwierdzających by Hitler coś takiego w ogóle napisał. Patrząc na okres wydania tej wiadomości (1947 rok, czyli w już dwa lata po wojnie) można się domyśleć, że być może dziennikarze chcieli pokazać jak to dzielny, dumny i waleczny naród, zalazł za skórę niemieckiemu agresorowi, a  sam Hitler miał bardziej ludzkie oblicze i  doceniał polski ruch oporu. Z drugiej jednak strony, może Führer  myślał tak samo, jak jego poprzednicy: Fryderyk II i Otto von Bismarck, u których  obsesyjna nienawiść do Polaków  mieszała  się z mniej lub bardziej ukrytym podziwem.

Ciężko uwierzyć w informację, że Hitler okazałby się nagle zawziętym miłośnikiem Polaków, jako narodowi równemu niemieckiemu. Zwłaszcza po wszystkich opiniach wyniesionych z prywatnych rozmów czy też z jego głównego dzieła Mein Kampf. Jak i samych czynów; już w kilka miesięcy po napisaniu owego memoriału Hitler wydał rozkaz zrównywania Warszawy z ziemią. Pomimo tego, możemy potraktować tę notkę jako swojego rodzaju ciekawostkę. A Wy co o tym sądzicie?


Źródło:
Wycinek z Głosu Wielkopolski- " Co myślał naprawdę Hitler o Polakach z roku 1947