sobota, 16 listopada 2013

Niedźwiedź Wojtek - żołnierz 2 Korpusu Polskiego i bohater bitwy pod Monte Cassino...

Wojtek w 1942 roku został  adoptowany przez żołnierzy 22. Kompanii Zaopatrywania Artylerii w 2 Korpusie Polskim powodzonym przez gen. Andersa. Razem z nimi jadł, spał, pił i walczył. Po wojnie trafił do zoo w Edynburgu. 

W 1942 roku Polscy żołnierzy w drodze z Pahlevi w Iranie do Palestyny, kupili od przypadkowo napotkanego arabskiego chłopca malutkiego niedźwiadka brunatnego. Miś nie umiał jeszcze jeść, żołnierze karmili go rozcieńczonym skondensowanym mlekiem z butelki po wódce. Smoczek zrobili z skręconej szmatki. Wojtek został wciągnięty na stan ewidencyjny 22. Kompani Zaopatrywania Artyleryjskiego.  Przeszedł z tą jednostką cały szlak bojowy : od Iranu przez Irak, Syrię, Palestynę, Egipt, Włochy (gdzie brał udział w  Bitwie pod Monte Casino) aż do Wielkiej Brytanii.

Żołnierze 22 Kompanii opiekowali się niedźwiadkiem bardzo troskliwie. Jego przysmakami były owoce, słodkie syropy, marmolada, miód oraz piwo, które dostawał za dobre zachowanie. Wojtek zawsze jadał razem z żołnierzami i spał z nimi w jednym namiocie. Kiedy urósł, dostał własną sypialnie w dużej, drewnianej skrzyni, lecz nie przepadał za nią i często w nocy przychodził do namiotu, w którym spali polscy żołnierze. Miś był bardzo łagodny i miał pełne zaufanie do ludzi.
Wojtek lubił zapasy...


Wojtek bardzo lubił jadę ciężarówkami w szoferce, a rzadziej na pace, czym budził niemałą sensację na drodze. Uwielbiał również zapasy z żołnierzami, które kończyły się zawsze tak samo- Wojtek leżał na pokonanym i lizał go po twarzy. Najbardziej znany epizod, z życia Wojtka opowiada o tym, jak to podczas działań pod Monte Cassino miś pomagał w noszeniu ciężkich skrzyń z amunicją artyleryjską i nigdy nie zdarzyło mu się żadnej upuścić. Od tamtej pory symbolem 22 Kompanii stał się niedźwiedź z pociskiem w łapach.
Symbol 22. Kompanii Zaopatrywania Artylerii 
Po zakończeniu wojny 22 Kompania została przetransportowana do Glasgow w Szkocji, a z nią Wojtek. Kompania stacjonowała w Winfield Park. W niedługim czasie miś stał się ulubieńcem całego obozu i okolicznej ludności. Stał się tematem licznych publikacji prasowych. Po demobilizacji jednostki, niedźwiedź w 1947 roku trafił do zoo w Edynburgu. W ogrodzie zoologicznym , Wojtka często odwiedzali towarzysze z 22 Kompanii - już w cywilu.


Wojtek padł 2 grudnia 1963 roku, w wieku 22 lat. O  jego śmierci poinformowały media w Wielkiej Brytanii . Kilka dni później został pochowany. W dojrzałym wieku ważył 250 kg i miał 180 cm wzrostu.
Wojciech Narębski ostatni żyjący żołnierz 22 Kompanii, obok pomnika niedźwiedzia Wojtka 

poniedziałek, 11 listopada 2013

Kapitan Józef Kowalski ostatni żyjący weteran Bitwy Warszawskiej, dziś ma 113 lat

Gdy Polska odzyskała niepodległość miał 18 lat. Uczestniczył w Bitwie Warszawskiej, przeżył dwie wojny światowe i lata komunizmu. Dziś jest najstarszym, żyjącym mężczyzną na świecie.



Pan Józef urodził się 2 lutego 1900 roku we wsi Wicyń(obecnie Smerekiwka na Ukrainie). W 1920 roku służył w 22. Pułku Ułanów Podkarpackich. Brał udział m.in w Bitwie pod Komarowem(niedaleko Zamościa), gdzie 31 sierpnia 1920 roku polska kawaleria rozbiła trzon armii konnej Budionnego. Konfrontacja ta była największym starciem konnicy, w całej wojnie polsko-bolszewickiej i ostatnią wielką bitwą kawaleryjską w historii Europy. Po zakończeniu działań, skierowano Pana Kowalskiego na kurs kawaleryjski do Grudziądza. Po jego ukończeniu zrezygnował z kariery wojskowej i wrócił na rodzinne gospodarstwo rolne.

Pan Józef (pierwszy z prawej) i jego koledzy z 22 pułku ułanów
Pana Józefa zmobilizowano w sierpniu 1939 roku. Podczas Kampanii Wrześniowej służył w artylerii, gdy jego pułk został rozbity przez Niemców, trafił do obozu pracy. Po  długim czasie udało mu się z niego uciec,  razem ze współwięźniami. Po zakończeniu wojny wrócił w rodzinne strony. Jak sam później opowiadał:  "Wojna niby się skończyła ale w naszym powiecie wciąż lała się krew polska, rosyjska i ukraińska". Więc, postanowił wyjechać wraz z rodziną na Ziemie Odzyskane.  Na początku zamieszkał na Górnym Śląsku. Jednak Ślązacy, pogardliwie traktowali  przesiedleńców zza Buga. Z tego powodu Pan Kowalski przeniósł się do  wsi Przemysław (niedaleko Gorzowa Wielkopolskiego), gdzie przejął opuszczone gospodarstwo rolne( 9 ha). Mimo upływających lat prowadził je, aż do 1993 roku, hodował krowy, świnie i ptactwo domowe.
Józef Kowalski z żoną Katarzyną, bliźniakami i starszą córką Zuzanną
W 1994 roku,  gdy stan zdrowia Pana Józefa  pogorszył się, oddał gospodarstwo na rzecz Skarbu Państwa i przeniósł się do Domu Opieki Społecznej w Tursku.

Podczas uroczystości 110 urodzin, został odznaczony Krzyżem Oficerskim  Orderu Odrodzenia Polski - jest to jedno z najwyższych odznaczeń cywilnych w Polsce. Prezydent RP - Lech Kaczyński napisał do Pana Józefa  Kowalskiego specjalny list, w którym dziękował mu za jego zasługi. Oto jego treść


Wielce Szanowny Jubilacie!

Z okazji 110. rocznicy Pana urodzin proszę przyjąć najserdeczniejsze powinszowania.

Gospodarka, wojna i miłość – oto były trzy prządki jego żywota, pisał o pułkowniku Michale Wołodyjowskim Henryk Sienkiewicz. Ten uwielbiany przez pokolenia Polaków bohater Trylogii jest wzorem żołnierza Rzeczypospolitej, przywiązanego do ziemi ojczystej patrioty, człowieka kultywującego życie rodzinne, dobrego obywatela i gospodarza zatroskanego o wydobycie kraju z wojennych zniszczeń.

Potrafił Pan urzeczywistnić ten ideał. Jako kawalerzysta stawał Pan w obronie polskich granic najpierw w określonej mianem 18. największej bitwy świata – Bitwie Warszawskiej 1920 roku, a następnie w wojnie obronnej 1939 roku, znosząc później lata niewoli w niemieckim obozie jenieckim. Po wojnie, po zaanektowaniu Podola przez imperium sowieckie, nie powrócił Pan do rodzinnego gospodarstwa, lecz znalazł swoją nową małą ojczyznę w ziemi lubuskiej, w Przemysławiu, gdzie był Pan znany jako hodowca i znawca koni wierzchowych, ojciec rodziny, człowiek prawy i pełen pogody ducha. W Pana osobie ludzie młodzi odnajdują przykład i zachętę do tego, aby żyć godnie i pięknie.

Dzisiaj, gdy rozpoczyna Pan sto jedenasty rok życia, proszę przyjąć za te odważne czyny, za zasługi w walce o niepodległość kraju, za manifestowaną w tak różnych czasach i okolicznościach, ale zawsze tę samą, wierną miłość ojczyzny – słowa wielkiego uznania i podziwu. Jako Prezydent i Zwierzchnik Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej mam zaszczyt dać temu wyraz honorując Pana Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Lech Kaczyński

Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej



W lutym 2012 roku, Minister Obrony Narodowej - Tomasz Siemoniak, awansował Pana Józefa do stopnia Kapitana Wojska Polskiego.

Pan Józef w wieku 113  lat

12 czerwca 2013 roku po śmierci Japończyka, Pan Józef został w wieku 113 lat i 129 dni najstarszym żyjącym mężczyzną na świecie i jednocześnie ostatnim urodzonym jeszcze w XIX wieku, jednak jego wiek nie jest oficjalnie  uznawany przez Gerontology Research Group.

niedziela, 10 listopada 2013

Jak to jest z tą Niepodległością...?

   Jutro 11 listopada czyli święto  niepodległości, dzień  niezwykle ważny dla każdego Polaka. To właśnie 11 listopada 1918 roku, po 123 latach zaborów Polska wreszcie uzyskuje niezawisłość. Wolność ta jest jednak okupiona krwią milionów Polaków, walczących w powstaniach( największe listopadowe i styczniowe).
   Nikt tych ludzi, nie zmuszał ich do walki, sami chcieli złapać za broń, a czasami tej broni po prostu, nie mieli. Szli do walki z tym co było  pod ręką( np. z kosami). Wszystkie powstania kończą się tak samo czyli klęską. Gdy wybucha wojna pomiędzy zaborcami, Polacy widzą nadzieję na odzyskanie wolności. Po upadku państw osi i zakończeniu działań wojennych zapada decyzja o utworzeniu państwa polskiego. 14 listopada 1918 roku, zostaje rozwiązana Rada Regencyjna a władza przekazana Józefowi Piłsudskiemu.  Polska, która znikła z map Europy wtedy powstawała z "popiołu i gruzu" jak Feniks. Tereny Wielkopolski i Śląska nie zostały jednak  włączone w granice II RP, choć były zamieszkiwane przez dużą liczbę  Polaków, stało się to więc iskrą zapalną dla Powstanie Wielkopolskiego(1918-zakończone powodzeniem) i trzech Powstań Śląskich(1919-klęska, 1920-klęska, 1921- sukces i podzielenie Śląska). Nowo Powstała Polska, borykała się jednak z wieloma problemami. W 1920 roku ledwie zdołała zatrzymać "inwazję" bolszewików. Lecz cały czas aż do jej upadku ( niektórzy nazywają to IV rozbiorem), we wrześniu 1939, była niepodległa i rządzona przez niezwykłych ludzi(m.in Piłsudski, Dmowski). Zaraz po kapitulacji Warszawy (28 września 1939 roku) powstały podziemne organizacje.W 1942 roku utworzono Armię Krajową, która złączyła ze sobą mniejsze organizacje. 1 sierpnia wybuchło Powstanie Warszawskie, po 2 miesiącach ciężkich walk"o każdą ulicę", upada.  Po zakończeniu II wojny światowej, powstaje Polska Rzeczpospolita Ludowa z marionetkowym rządem. Prawda jest taka - z jednej okupacji trafiliśmy pod następną. Lecz i wtedy Polacy  nie poddali się, organizowali strajki, nie dali się podporządkować sowietom. W 1980 roku, na bazie licznych komitetów strajkowych powstała "Solidarność". W 1989 roku w Polsce upadła "komuna" i powstała "wolna" Rzeczpospolita, która jednakże wolną Polską nie była.
   Po obaleniu komunistycznych władz, nie zostały one postawione przed sądem za  zbiorowe zabójstwa i "terror państwowy".  Wielcy zbrodniarze  Polski Ludowej żyją w dostatku, a ludzie którzy walczyli o naszą niepodległość, znajdują się teraz na marginesie społecznym. Czy to ma sens ?? Czy to się nazywa suwerenność i wolność ??

Jutro Święto Niepodległości, więc warto zatrzymać się na chwilę i pomyśleć :
Czy  żyjemy w wolnym państwem ? Czy da się stworzyć wolne państwo, bez rozliczenia się z przeszłością? Czy rozwój Polski idzie w dobrą stronę?? Czy przelewanie krwi w powstaniach miało sens ? Czy nie wypadało by pamiętać o tych ludziach, którzy walczyli za naszą Ojczyznę - za nas ??
    Zapraszam do dyskusji i udostępniania... Piszcie w komentarzach co o tym sądzicie...
 

piątek, 8 listopada 2013

Jak Polak zabił prezydenta USA...

W 1901 roku syn polskich imigrantów, Leon Czolgosz dokonał zamachu na 25 prezydenta USA, Wiliama McKinleya. Czolgosz został za to skazany na karę śmierci. Gdy zasiadł  na krześle  elektrycznym, powiedział tylko : "Zabiłem go, bo był wrogiem dobrych, pracujących ludzi"

    Przyszły zabójca McKinleya urodził się 1873 roku w ubogiej rodzinie robotników(Czołgoszów), którzy do  Ameryki przywędrowali za chlebem z zaboru rosyjskiego (jego Ojciec Paweł urodził się pod Grodnem) w latach 60-tych XIX wieku. Jednak w stanach nie znaleźli tego czego szukali. Ciągle zmieniali miejsce zamieszkania. Leon był jednym z siedmiorga rodzeństwa. Jego matka zmarła, gdy miał tylko 10 lat. Zaczął uciekać w książki, dużo czytał. W szkole był nielubiany i wytykany przez kolegów. Na początku lat 90 XIX wieku pozbył się z nazwiska "ł"( miało to ułatwić jego wymawianie  Amerykanom). Czolgosz w kolejnych latach pracował w różnych branżach i zakładach. Chętnie uczestniczył w strajkach robotniczych. Z obawy prze konsekwencjami, które go czekały za udział w protestach, zaczął posługiwać się fałszywym nazwiskiem- Fred Nieman. Duży wpływa na jego osobę, wywarły anarchiczne zgromadzenia.
Leon Czolgosz 
Na pomysł, zabicia prezydenta  USA, Leon wpadł po przeczytaniu artykułu o zabójstwie króla Włoch Umberta I, przez włoskiego anarchistę Gaetano Bresciego.  Pomysł zabicia głowy państwa stał się dla Czolgosza obsesją. I w końcu pojawiła się okazja... Z gazet młody zamachowiec dowiedział się, że w dniach 4-6 września 1901 r. wybrany kilka miesięcy wcześniej na drugą kadencję prezydent McKinley  odwiedzi Wystawę Panamerykańską, która odbędzie  się w Bufflo.

Do Bufflo, Leon przybył kilka dni przed wystawą. W jednym z okolicznych sklepów z bronią kupił sześciostrzałowy rewolwer. Początkowo planował zastrzelić prezydenta 4 września na dworcu kolejowym, zaraz po jego przyjeździe do Bufflo. Jednak na stacji było tak tłoczno, iż postanowił poczekać na lepszą okazję.
William McKinley, dwudziesty piąty prezydent USA                   

Następną próbę podjął następnego dnia, gdy prezydent udzielał przemówienia na terenie wystawy. Czolgosz przedarł się przez tłum  słuchaczy, pod same podium mównicy. Gdy McKinley skończył swoje przemówienie, zszedł z podwyższenia i oddalił się w towarzystwie swojego otoczenia. Zamachowiec podążył za nim, jednak nie oddał strzału. Ponieważ jak sam potem tłumaczył nie potrafił rozróżnić prezydenta od mężczyzn, którzy mu towarzyszyli.


Szczęście uśmiechnęło się do zamachowca dopiero 6 września. Przed godziną 16 para prezydencka zwiedzała jeden z pawilonów wystawy. Na zewnątrz w trzydziestostopniowym upale zgromadzeni, ocierający chusteczkami pot z czoła  czekali na spotkanie z głową państwa. Z powodu takiego upału ochrona prezydenta odstąpiła od swojej złotej zasady " Do prezydenta można podejść tylko z odkrytymi, niczym nie zasłoniętymi rękami" Dla polskiego zabójcy była to wyśmienita okazja. Gdy o 16;07 podszedł do prezydenta spojrzał mu w oczy i z ukrytego pod chustą rewolweru wystrzelił dwa razy. McKinley chwycił się za pierś i upadł na ziemię. Zamachowiec chciał oddać jeszcze jeden strzał, ale został powalony przez ochronę. Jeden z ochroniarzy  ciosem w twarz pozbawił Czolgosza przytomności.  Ledwo żywy prezydent wyszeptał tylko " nie róbcie mu krzywdy" i sam stracił przytomność.
Leon Czolgosz strzela do prezydenta McKinleya z ukrytego rewolweru

  8 dni później w wyniku odniesionych ran 25 prezydent USA - Wiliam McKinley  zmarł w szpitalu
 Natomiast Czolgosz od razu został przekazany policji. Przesłuchiwany podał swoje fałszywe nazwisko z okresu strajków robotniczych - Fred Nieman. 24 września zapadł wyrok  śmierci w jego sprawie. 29 października  Czolgosz został posadzony na krześle elektrycznym.  W ostatnich słowach, tłumaczył dlaczego targnął się na życie McKinleya ; " Zabiłem prezydenta, ponieważ był wrogiem dobrych ludzi- dobrych, pracujących ludzi. Nie żałuję swojej zbrodni". Władze odmówiły wydania ciała rodzinie. Obawiały się,iż grób Czolgosza mógłby stać sie celem wędrówek anarchistów. Mózg zamachowcy został dokładnie zbadany i opisany. Resztę ciała zalano kwasem siarkowym, a ubrania i listy spalono.

Czolgosz w więzieniu 


niedziela, 3 listopada 2013

Najpilniej strzeżona polska tajemnica zimnej wojny

Według planów z lat 70. XX wieku atak jądrowy na kraje NATO, miał trwać godzinę. Polskie jednostki miały użyć 168 ładunków jądrowych. Skąd je posiadały i gdzie przetrzymywały? Oto najpilniej strzeżona tajemnica PRL. Władze Polski Ludowej uparcie twierdziły, że broni atomowej na terenie naszego kraju nie ma. Dokumenty dotyczące tej sprawy odtajniono dopiero w 2007 roku.

W czasie zimnej wojny,  zarówno Zachód, jak i państwa Układu Warszawskiego szykowały się  na ewentualną  wojnę. Sowieci postanowili składować swój arsenał atomowy  w Polsce. Powód ? Niewielka odległość do krajów zachodnich. Nie można było nazwać tego igraszką. Dla przykładu,bomba rzucona na Hiroszimę w 1945 roku przez USA miała moc 15 kt(kiloton). W latach 80. w polskich magazynach było przechowywanych 168 ładunków :
- 14 głowic o mocy 500 kt
- 35 głowic o mocy 200 kt
- 83 głowic o mocy 10   kt
- 2 bomby lotnicze o mocy 200 kt
- 24 bomby o mocy 15 kt
- 10 bomb o mocy 0,5 kt

Plan był prosty, po rozpoczęciu wojny, wyszkolone odziały Wojska Polskiego miały wystrzelić wszystkie ładunki w kierunku celów, wytypowanych w Europie Zachodniej. Wiadomo było, iż NATO odpowie kontruderzeniem, więc na samym początku  liczono się z utratą około 53 % żołnierzy. Strat wśród ludności cywilnej nie uwzględniano. Oczywiste było, że po ataku jądrowym NATO, Polska zamieni się w pustynie. Rakiety z zachodu spadłyby na terytorium Polski , by zniszczyć  domniemane obiekty jądrowe, ale też by zatrzymać pochód wojsk sowieckich.
Pozostałość po dawnym składzie głowic atomowych pod Brzeźnicą-Kolonią 

Wśród materiałów operacji "Wisła", które znajdują się w IPN, możemy znaleźć porozumienie z dnia 25 lutego 1967 roku, pomiędzy ministrem obrony PRL Marianem Spychalskim, a ministrem obrony narodowej ZSRR marszałkiem Andriejem Grieczką. Dokument zawiera informacje, że do połowy 1969 roku na terenie Polski mają powstać 3 obiekty atomowe.
Polska sfinansowała powstanie tych trzech magazynów. Rosja natomiast dostarczyła wyposażenie i miała wyłączne prawo do ich użytkowania .  Za budowę przechowalni  dla  sowieckich ładunków jądrowych, zapłaciliśmy 180 mln zł. Można odnieść wrażenie, że szefowie Ludowego Wojska Polskiego oddali wielką przysługę Moskwie, która planując wojnę nie miała możliwości zbudowania tych obiektów w innych  strategicznych punktach Europy.

Składy na broń jądrową, powstały :
- we wsi Podborsko ( dzisiejsze województwo zachodniopomorskie)
- we wsi Brzeźnica-Kolonia ( dzisiejsze województwo zachodniopomorskie)
- we wsi Templewo ( dzisiejsze województwo lubuskie)
Składy budowano przy już istniejących poligonach , by nie wzbudzać podejrzeń. Były bardzo dobrze chronione i zamaskowane.
Chroniły je miedzy innymi : druty kolczaste, czujniki ostrzegawcze, wartownicy, psy itp. Zakryte z góry siatkami maskującymi i gałęziami drzew, na zdjęciach satelitarnych i lotniczych wyglądały jak pagórki.
Mistyfikacja była tak dobra, że okoliczni mieszkańcy przez długie  lata, żyli w nieświadomości, tego że w promieniu kilku kilometrów od ich domów, znajdują się magazyny sowieckich pocisków nuklearnych. Swoje "atomowe zabaweczki" Rosjanie zabrali na początku lat 90.  O całej sprawie wiedziało tylko 12 polskich oficerów.
Wejście do silosu atomowego w Podborsku. To właśnie w tym kompleksie zlokalizowane były od końca lat 60. XX wieku składy radzieckiej broni nuklearnej.


Dziś dobrze zachowane fragmenty tych obiektów robią ogromne wrażenie. Pomieszczenia, w których przechowywano  pojemniki z głowicami mają wymiary 21x5,5 m. Niezwykłości dodają ogromne pancerne drzwi do magazynów. Tylko mała część składów, znajduje się na powierzchni ziemi. Cała tajemniczość budowli, kryje  się pod ziemią. Tam znajdują się  między innymi : tunele, hale i  schrony. Wszystkie wzniesienia kryjące te magazyny, nadal porośnięte są zagajnikami i maskującą roślinnością .



niedziela, 27 października 2013

Czy dzisiejsze Niemcy narodziły się w Polsce ??

W 1225 roku, Rycerze Zakonu Szpitala Najświętszej Maryi Domu Niemieckiego w Jerozolimie na rozkaz króla Andrzeja II zostali wygnani z Węgier. Ziemię, którą mieli bronić przed atakami pogan, próbowali podstępnie zawładnąć.

Ludy bałtyckie przed przybyciem Krzyżaków

Jednak szczęście do braci i wielkiego mistrza Hermanna von Salza szybko się uśmiechnęło. Zakonnicy zostali zaproszenie przez księcia Konrada do Księstwa Mazowieckiego. Książę miał poważne problemy z pogańskimi Prusami, które nękały jego terytorium. Układ był prosty, Krzyżacy dostają w dzierżawę ziemię na pograniczu Mazowsza, a w zamian bronią granic królestwa przed atakami pogan. Jednak szybko pojawiły  się problemy. Po spaleniu  Płocka przez gości, przybyłych na zaproszenie braci, książę postanawia odebrać zakonowi wszystkie  nadania. Jednak okazuje się, że nie ma do tego prawa. W posiadaniu Wielkiego mistrza znajdował się  dokument wydany przez cesarza Fryderyka II(oczywiście fałszywy), który jako władca chrześcijańskiej Europy oddaje braciom, nie tylko ziemię dobrzyńską ale także wszystkie tereny odebrane pogańskim Prusom. Ciekawe jest to, że dokument ten datowany jest na rok 1226, czyli wychodzi na to, że Krzyżacy przybyli na Mazowsze niejako "na swoje". Sprytnym zakonnikom udało się przekonać papieża co do prawdziwości  tak zwanej Złotej Bulli z Rimini, a w szczególności do ewidentnie sfałszowanej daty. Skutkiem tego była nietrwała ugoda między Konradem a zakonem. Otwarło to drogę Krzyżakom do budowy własnego państwa. Ciąg dalszy wszyscy znają. Rycerze z pod znaku czarnego krzyża zakładają nad Bałtykiem silne państwo i rozniecają konflikt z Polską i Litwą trwający niemalże 300 lat, który zakończy się w chwili likwidacji państwa Krzyżackiego w 1525 roku gdy Zygmunt Stary odbierze hołd lenny od ostatniego mistrza i pierwszego księcia Prus, Albrechta von Hohenzollerna. Tyle, że wtedy Prusy są już silnym gospodarczo państwem, które rośnie w potęgę, w miarę jak ku upadkowi zbliża się Rzeczpospolita.  W XVIII wieku Królestwo Prus ( połączywszy się z Brandenburgią) toczy zwycięskie walki o Śląsk i bierze udział w trzech  rozbiorach Polski. Kilkadziesiąt lat później Otto von Bismarck(premier Prus) dokonuje zjednoczenia Niemiec. Bez Prus nie było by prawdopodobnie obu wojen światowych i tylu ofiar. A pomyśleć, ze wszystko zaczęło się w trzynastowiecznym Płocku...
Królestwo Prus w Rzeszy Niemieckiej

środa, 23 października 2013

Jak ziemniaki "zawojowały" Polskę i Europę

Ojczyzną ziemniaków jest Ameryka Południowa. Zostały tam udomowione ok. 8 000 lat temu. Pierwsi uprawiali je Inkowie, budując na górskich zboczach, poletka i systemy nawadniające. Pierwsze ślady upraw odnaleziono w Andach na wysokości ok.  4000 m n.p.m,  koło jeziora Titicaca .Odporny na surowy, zimny klimat i mało żyzną glebę ziemniak,szybko stał się podstawowym produktem spożywczym w państwie Inków. Argumentem za tym może być fakt, że uprawiali oni ok. 250 różnych odmian ziemniaków.
Poletka na zboczu Andów 

W XVI wieku ziemniaki przywędrowały do Europy. Jednak nie zdobyły serc europejczyków. Uważano, iż bulwy tych roślin  wywoływały  liczne chorób. Miały szkodzić nie tylko ludziom ale i zwierzętom. Z tego powodu, jak i również ze względu na piękne kwiaty, ziemniak stał się rośliną ozdobną. Podobno kwiatkami ziemniaka przystrajali się  nawet, dostojnicy z papieskiego dworu.

Ziemniaki zaczęły być uprawiane na dużą skalę za sprawą Anglików. U Anglików ziemniaki szybko zdobyły zainteresowanie i już w XVII wieku,  stały się jedną z najważniejszych roślin uprawnych.
     W 1565 roku, John Hawkins przywiózł bulwy do Irlandii. Brak żywności doprowadził tam do wyludniania się całych wsi. Ludzie jedli co się dało, dlatego często zapadali na choroby takie jak : tyfus czy  cholera. Dzięki ziemniakom złagodzono skutki głodu.

Na kontynencie europejskim  uprawy ziemniaków rozpowszechniły się ok. 1700 roku, głównie na terenie Niderlandów, czyli na obszarze  dzisiejszej Belgi i Holandii . Do rozpowszechnienia bulw  szczególnie przyczynili się opaci z klasztoru św. Piotra pod Gandawą (dzisiejsza Belgia). Zobowiązali oni dzierżawców pól, do płacenia czynszu ziemniakami, które były ich przysmakiem.

We Francji bulwy przyjęto z małymi oporami. Wierzono, że po spożyciu  wywołują  wysoką gorączkę. Sytuacja zmieniła się wraz, z zainteresowaniem się bulwami ekonomisty Anne Roberta Turgota. Za jego pośrednictwem, zaczęto rozdawać za darmo sadzonki ziemniaków, głównie rolnikom i proboszczom wiejskim. Turgot podczas wizytacji czy przejazdu przez wsie, kazał sobie podawać dania wyłącznie z ziemniaków. To za jego przyczyną Ludwik XVI(król Francji) jadł bardzo często ziemniaczane potrawy.

 Kartofle przyjęły się także w Prusach. W połowie XVIII wieku, królestwo Prus przygotowywało się do wojny z Austrią. Pobór do wojska objął wielu młodych mieszkańców ze wsi. Obawiano się, że uprawy zbożowe mogą zmarnieć na polach. Fryderyk II Wielki wydał specjalny dekret, w którym zobowiązał chłopców na Pomorzu i Śląsku do sadzenia  ziemniaków, rośliny ledwo znanej na terenie ówczesnych Niemiec.  Wydał także rozkaz, aby pola kartofli  znajdujące się wokół Poczdamu i Berlina były chronione przez straże. Gdy do zagranicznej bulwy przekonali się chłopi, uprawy stawały się coraz bardziej powszechne. Sadzonki były rozdawane za darmo. Decyzja Fryderyka II miała ochronić Prusy od klęski głodu.
Pole ziemniaków 


W Polsce uprawa ziemniaków, jako rośliny ozdobnej rozpoczęła się od króla Jana III Sobieskiego. Miał on przywieźć sadzonki z słynnej wyprawy pod Wiedeń(1683 rok). Bulwy były podarunkiem Leopolda I i pochodziły z jego wiedeńskich ogrodów. Uprawę na większą skalę rozpoczęto za panowania  Augusta III Sasa. Polski historyk Jędrzej Kotwicz w swoim dziele "Opis obyczajów za panowania Augusta III", poświęcił ziemniakom osobny dział - "O kartoflach"


     "Jabłka zaś ziemne, czyli ziemniaki, a po teraźniejszemu kartofle, bądź świeże, bądź stare w jednej utrzymując się porze, równą też apetytowi sprawują satysfakcję. Zjawiły się najprzód (w Polsce) za Augusta III w ekonomiach królewskich, które samymi Niemcami, Sasami osadzone były, a ci dla swojej wygody ten owoc z Saksonii z sobą przynieśli i w Polsce rozmnożyli. Długo Polacy brzydzili się kartoflami, mieli je za szkodliwe zdrowiu, a nawet niektórzy księża wmawiali w lud prosty takową opinię, nie żeby jej sami dawali wiarę, ale żeby ludzie przywyknąwszy niemieckim smakiem do kartofli, mąki z nich jak tamci nie robili i za pszenną nie przedawali, przez co by potrzebującym mąki przez się pszennej do ofiary ołtarzowej, mąką kartoflową, choćby i z pszenną zmieszaną, zawód świętokradzki czynili. Na końcu panowania Augusta III kartofle znajome były wszędzie w Polsce, w Litwie i na Rusi."


Warto także wspomnieć, że pod koniec XVIII wieku zaczęto wyrabiać z ziemniaków skropię i alkohol, dlatego ciągle zwiększano powierzchnię upraw.

W 1819 roku, Adam Mickiewicz tak pisał o kartoflach :

„Ten zboża w ziemię rzuca, sad innego trudzi,
Wtem mróz podetnie drzewa, nasiona wystudzi.
A kartofla, w głąb warstwę przekopawszy skrzepłą,
Na łonie wielkiej matki potrzebne ma ciepło
I owoc z tysiącznego dająca porostu,
Wygłodzonych oraczów zachowa od postu.
Gdzie krainy przedajnych dłoń uprawia czarna
I po bagnach hoduje białych ryżów ziarna,
Ileż razy ubóstwem albo zbytkiem wody
Plon zaginął, a ziemlanka odpędziła głody
I z wnętrza ziemi sącząc potrzebne wilgocie,
Równie była obfitą w suszach i we słocie”.
Pomnik ziemniaka w Biesiekierzu

sobota, 19 października 2013

Jak III Rzesza opłakiwała śmierć Piłsudskiego

Informację o złym stanie zdrowia Józefa Piłsudskiego, podano oficjalnie po uroczystościach, 11 Listopada 1934 roku. Podczas  uroczystości, marszałek zasłabł. W związku z tym, skrócono część oficjalną obchodów. Konsylium lekarskie postanowiło sprowadzić do Polski z Wiednia wybitnego lekarza, prof. Karela Wenckebacha. Do Warszawy przyleciał on wiosną 1935 roku. Stwierdził u Piłsudskiego, chorobę nowotworową, nie zostawił żadnych złudzeń, iż marszałkowi zostało jedynie kilka tygodni życia.

Józef Piłsudski zmarł na raka wątroby w Belwederze, 12 maja 1935 roku o godzinie 20:45. Od razu ogłoszono żałobę narodową.

Do Berlina wieść o śmierci marszałka Piłsudskiego dotarła jeszcze przed północą. Nie ma co do tego wątpliwości, że wywołała ogromne wrażenie. Do polskiej ambasady zaczęły docierać kondolencje od władz III Rzeszy. Informacje podały też gazety m.in Völkischer Beobachter, która pisała : "Nowe Niemcy pochylą swe flagi i sztandary przed trumną tego wielkiego męża stanu, który pierwszy miał odwagę otwartego i pełnego zaufania porozumienia z narodowo-socjalistyczną Rzeszą". Niemieckie biuro informacyjne podało informację, iż wiadomość o śmierci  Piłsudskiego głęboko poruszyła niemieckie społeczeństwo, które  czuje się szczególnie bliskie Polakom, zwłaszcza że samo straciło  swojego wodza, rok wcześniej (1934) - marszałka Hindenburga. Prezydenta III Rzeszy.

Adolf Hitler ogłosił w III Rzeszy żałobę narodową i wysłał telegram do prezydent Ignacego Mościckiego  i rządu polskiego, w którym pisał :  „Głęboko poruszony wiadomością o zgonie Marszałka Piłsudskiego wyrażam Waszej Ekscelencji i rządowi polskiemu najszczersze wyrazy współczucia moje i rządu Rzeszy. Polska traci w powołanym do wieczności Marszałku twórcę swego nowego państwa i swego najwierniejszego Syna. Wraz z narodem polskim również naród niemiecki obchodzi żałobę z powodu śmierci tego wielkiego Patrioty, który przez swą pełną zrozumienia współpracę z Niemcami oddał nie tylko wielką usługę naszym krajom, ale przyczynił się ponadto w sposób jak najbardziej wartościowy do uspokojenia Europy." Do żony Piłsudskiego, Aleksandry Piłsudskiej, Hitler napisał: "Smutna wiadomość o zgonie Pani małżonka, jego ekscelencji Marszałka Piłsudskiego, dotknęła mnie bardzo boleśnie. Wielce szanowna, czcigodna Pani oraz Jej Rodzina zechce przyjąć wyrazy mojego głębokiego współczucia. Postać Zmarłego zachowam w swojej wdzięcznej pamięci."

Adolf Hitler uczestniczył także, we mszy świętej na cześć marszałka(Ostatnia, w której uczestniczył). Odprawiono ją, 18 maja 1935 r. w Katedrze św. Kingi w Berlinie przy symbolicznej trumnie Piłsudskiego. W uroczystościach udział wzięli przedstawiciele rządu III Rzeszy m.in : Joseph GoebbelsKonstantin von Neurath oraz przedstawiciele NSDAP i Wehrmachtu a także nuncjusz apostolski w  Niemczech Cesare Orseningo. Po nabożeństwie dwie kompanie Wehrmachtu oddały honory wojskowe.
Hitler uczestniczący w mszy za marszałka Piłsudskiego  


Po zdobyciu Krakowa przez wojska niemieckie,  6 września 1939 r. na rozkaz Hitlera, niemiecki dowódca gen. Werner Kienitz udał się na Wawel i złożył wieniec u grobu marszałka Józefa Piłsudskiego w krypcie pod wieżą Srebrnych Dzwonów, zaś przed kryptą wystawiono wartę  honorową.

Trumna z ciałem Józefa Piłsudskiego w krypcie na Wawelu

niedziela, 13 października 2013

Jak Polacy przechwycili V2



V2 - z niem. Vergeltungswaffe 2 czyli broń odwetowa 2.  Był to pierwszy w historii, udany konstrukcyjnie, rakietowy pocisk balistyczny. Został skonstruowany przez zespół niemieckich naukowców, pod przewodnictwem Wernhera von Brauna. Inna nazwa V2 z jaką możemy się spotkać to A4. Pocisk V2 jako pierwszy przekroczył linię Kármána ( wysokość 100 km), wchodząc w przestrzeń kosmiczną.  Prace nad tą nową bronią rozpoczęto już w połowie lat trzydziestych. Na badania przeznaczano ogromne środki, a nadzór spoczywał w rękach kierownictwa Wojsk Lądowych Wermachtu.  Na początku prace wykonywane były w doświadczalnym ośrodku rakietowym w pobliżu wioski Kumersdorf, na południe od Berlina. Ze względu na wagę przywiązywaną do prac nad nową bronią przez kierownictwo III Rzeszy jak i samego Adolfa Hitlera oraz z powodu niewystarczających możliwości ośrodka w Kumersdorfie, w 1937 wybudowano nowy ośrodek badawczy na wyspie Uznam w pobliżu wioski Peenemünde. W tym samym roku prace nad V2 zostały przeniesione do nowego ośrodka.


Do 1943 roku alianci nie zdawali sobie sprawy z wagi prac prowadzonych przez Niemców w ramach V2. Nie mieli też pojęcia o roli ośrodka w Peenemunde. Ważnych informacji dotyczących samego ośrodka jak i badań, nad którymi tam pracowano dostarczył wywiad AK w lutym 1943 roku. Informacje przesłane przez polaków, przyczyniły się do zbombardowania niemieckiego ośrodka przez brytyjskie lotnictwo, w nocy z 17 na 18 sierpnia 1943 roku. Aliancki nalot dał Niemcom dużo do myślenia. Postanowili przenieść badania do małopolski, a dokładnie na położony między Mielcem a Dębicą  poligon wojskowy SS "Heidelager". W tym miejscu, na terenie wysiedlonej wsi Blizny, utworzono ściśle strzeżoną strefę. We wrześniu  1943 roku, nowy poligon wizytował sam dowódca SS Heinrich Himmler.
  Do Blizny zaczęły przybywać transporty z różnych stron Rzeszy, z bardzo tajemniczymi ładunkami. Potem rozpoczęły się testy V2. Całą sprawą od razu zainteresowali się polscy partyzanci . Żołnierze z AK Okręgu Dębica, zdobyli masę informacji i liczne części z rozbitych rakiet. Części trafiały do laboratoriów AK, w ich  badaniach   brali udział miedzy innymi :  prof. Janusz Groszkowski, prof. Marceli Struszyński i inż. Antoni Kocjan. Dane które były przekazywane na Zachód uzyskiwały uznanie Brytyjczyków. Niektóre części trafiały nawet na biurko samego Churchilla. Polacy szybko doszli do wniosku, że nie uda im się szybko zrekonstruować rakiety, jeżeli nie będą mieli dostępu do nieuszkodzonej V2. Dlatego dowódca AK, gen. Tadeusz Bór-Komorowski wyraził zgodę na specjalną akcję Kedywu, której celem miało zostać pozyskanie pocisku.


Odpalenie rakiety V2 w ośrodku badawczym w Peenemünde. Zdjęcie wykonano 4 sekundy po starcie rakiety, w dniu 21 czerwca 1943 roku

Pierwszy plan zakładał bezpośredni atak na placówkę. Jednak został odrzucony z powodu zbyt dużych sił niemieckich, stacjonujących na tym obszarze. ( Po akcji ludność cywilną, na pewno spotkały by represje)
Ostatecznie przyjęto plan, w którym celem ataku stał by się pociąg przewożący V2. Według informacji wywiadowczych, transport rakiet z Rzeszy do Generalnego Gubernatorstwa odbywał się pociągami Kraków- Brzesko- Tarnów- Dębica do stacji Kochanówka, a dalej specjalnie zbudowaną linią, na poligon. Atak miano przeprowadzić  na odcinku  linii Brzesko-Tarnów. Zadanie to miał wykonać odział warszawskiego Kedywu w sile jednej kompanii. Uderzenie mało nastąpić, po zatrzymaniu pociągu czerwonymi światłami. Zlikwidowawszy ochronę transportu, zamierzano przeciągnąć pociąg na najbliższą stację. A tam przy pomocy dźwigu przeładować pocisk z pociągu na samochód ciężarowy. Potem miał zostać ukryty gdzieś na Podkarpaciu, gdzie mieli się nim zająć konspiracyjni naukowcy.

Dużym problemem logistycznym był załadunek i transport V2. Dowództwo Kedywu nakazało przygotowanie samochodu, mogącego uwieźć pocisk rakietowy o długości 15 metrów i ważący ok. 4 ton. Pace przy pojazdach zabrały najwięcej czasu, kiedy je skończono przyszła decyzja o opóźnieniu akcji o kilka tygodni. Powodem opóźnienia było zaangażowanie oddziałów Kedywu w uderzenia na mosty kolejowe, na linii Kraków-Lwów. Ta akcja miała pierwszeństwo, ze względu na lądowanie aliantów we Francji. Akcja ta mała utrudnić przerzut oddziałów Wermachtu, z frontu wschodniego. Pomimo tych wszystkich opóźnień, gdy było już wszystko dopięte na ostatni guzik, w rejonie Sarnak nad Bugiem spadł pocisk V2 i nie eksplodował.  Żołnierze AK szybko ukryli cenną zdobycz tak, iż Niemcy nie mogli jej znaleźć. Długo przygotowywana akcja została odwołana.

Po przebadaniu  przez naukowców z AK, zdobyta rakieta została  rozmontowana i wysłana drogą lotniczą do Londynu. 

 25 lipca 1944 roku o godzinie 19:28 z lotniska Campo Casale we Włoszech wystartowała Dakota z 267 Dywizjonu RAF'u a wylądowała, 23 minuty po północy na lądowisku "Motyl"  pomiędzy wsiami: Wał-Ruda, Zabawa i Jadowniki Mokre koło Tarnowa. W czasie tej akcji, która nosiła kryptonim "Most III" przerzucono do Polski między innymi : Kazimierza Bilskiego, Jana Nowaka, Leszeka Starzyńskiego,  i Bogusława Ryszarda Wolniaka.
Dakota należąca do 267 Dywizjonu RAF

Wraz z częściami V2 do Włoch przerzucono : Jerzego Chmielewskiego, Józefa Retingera, Tomasza Arciszewskiego, Tadeusza Chciuka  oraz Czesława Micińskiego.

Start samolotu nie odbył się bez problemów. Podmokły grunt sprawił, że samolot się zakopał. Dwie próby ruszenia maszyny zakończyły się niepowodzeniem. W zaistniałej sytuacji rozważano zniszczenie samolotu. Spróbowano jeszcze raz. Samolot opróżniono z bagażu i podłożono deski pod koła, po ponownym załadunku, Dakota wzbiła się powietrze. We Włoszech samolot wylądował o 5:43 nad ranem. Akcja razem z pobytem na ziemi w Polsce trwała 10 godzin i 15  min i było w nią zaangażowane ponad 400 osób.

Pomnik z okazji 60-lecia akcji III most


poniedziałek, 7 października 2013

Rosyjska dziura do piekła - najgłębszy odwiert na świecie

Podczas Zimnej Wojny, Rosja i USA rywalizowały we wszystkim. Kto pierwszy stanie na księżycu, kto będzie miał lepsze uzbrojenie itd. W końcu Rosjanie postanowili pobić Amerykanów w głębokości  odwiertu.  Amerykańska  dziura o nazwie " Bertha Rogers" znajdująca się w Oklahomie miała głębokość 9583 m i powstała po odwiertach ropy naftowej.



W 1970 roku na Półwyspie Kolskim, pośrodku niczego powstaje kilka budynków(baraki, magazyny, laboratoria). Rosjanie rozpoczynają  tak zwany projekt SG-3 (ros. Kolskaja Swierchglubokaja Skważina), czyli podróż w głąb ziemi. Przez lata projekt SG-3 pochłania miliony rubli, przewiercając się przez kolejne tony skał.  W 1974 roku SG-3 dotarł na głębokość 7263 m, po czym prace przerwano na rok, by przebudować ośrodek i zastąpić drewniane baraki czymś trwalszym i bardziej reprezentatywnym. Przebudowano także osłonę wiertni, która wyglądała jak wieża zamkowa. Do 7 km wiercenie przebiegało bez większych zakłóceń. Problemów przybywało wraz z głębokością. Wiertło trafiało na mało stabilne skały, dlatego dochodziło do częstych uszkodzeń i awarii. Aż w końcu 6 czerwca 1979 roku  Rosjanie pobili Amerykanów, ale to im nie wystarczyło chcieli wiercić dalej, ich następnym celem stało się 15000 m.


Po drodze do wnętrza ziemi dokonywano różnych, dziwnych odkryć. Na głębokości 3000 metrów naukowcy odkryli, warstwę skał, która ma identyczny skład co księżycowe kamienie, jeszcze głębiej odkryto znaczne pokłady złota. Jednak naukowców czekała smutna niespodzianka. Czym głębiej wiercono tym wyższa była temperatura. Szacowano, że na głębokości 12 262 temperatura będzie wynosić 100 stopnia, w rzeczywistości wynosiła 180, co poważnie utrudniało dalsze prace.

Pod koniec lat 80 pojawiać się zaczęły plotki. Mówiono, że na głębokości ok. 14 km natrafiono na coś w rodzaju pieczary, w której temperatura miała dochodzić do 1100 stopni. Z owej pieczary miały się dobywać dziwne dźwięki. Badacze zaciekawieni sprawą, mieli wpuścić do otworu mikrofon. Po analizie nagranych dźwięków, miano stwierdzić  że są to dźwięki wydobywające z gardeł torturowanych ludzi,w piekle.
  Plotkę to łatwo podłapały gazety i rozpowszechnili ją na cały świat.