poniedziałek, 31 marca 2014

Cmentarzysko stalowych duchów pośrodku pustyni...

Po I wojnie w Zatoce Perskiej, na bezkresnych piaskach Kuwejtu i Iraku zalegały tony rozwalonych czołgów i pojazdów wojskowych. W końcu postanowiono zebrać ten złom w jedno miejsce, które dzisiaj przypomina prawdziwe cmentarzysko czołgów. 


Po ośmioletniej wojnie z Iranem, zakończonej w 1988 roku, Irak był finansowo zrujnowany (Ponad 80-miliardowe długi stały się nie do zwrócenia) i potrzebował szybko pieniędzy na odbudowę infrastruktury W tej sytuacji dyktator Saddam Husajn podjął decyzję o zajęciu malutkiego, ale bogatego sąsiada- Kuwejtu. Pod względem wydobycia ropy naftowej Kuwejt ustępuje tylko Arabii Saudyjskiej Na dodatek państwo to było największym wierzycielem Iraku. Kuwejccy szejkowie pożyczyli bowiem państwu Husajna aż 10 mld dolarów. Husajn liczył na to, że oczy całego świata zwrócą się na Europę, gdzie wielki radziecki kolos słaniał się ku ziemi i tym samym nikt nie zainteresuje się poczynaniami Iraku na Półwyspie Arabskim. Na szczęście tak się nie stało.

2 sierpnia 1990 roku, 100 tys. armia Husajna wspierana przez ok. 2000 czołgów,  niespodziewanie zaatakowała i szybko zajęła Kuwejt. Świat  natychmiast zwrócił uwagę na  działania Saddama. 6 sierpnia Rada Bezpieczeństwa ONZ nałożyła rezolucję nr 661, która zakazywała handlu z Irakiem, a także zawieszono połączenia lotnicze i zamrożono aktywa irackiego rządu za granicą. Powołano też specjalną komisję nadzorującą sankcje.

Główną rolę likwidacji skutków agresji miały odegrać Stany Zjednoczone, których zaangażowanie było zgodne z doktryną Cartera ( rok 1980), która mówiła że :
Jakakolwiek próba przejęcia kontroli nad regionem Zatoki Perskiej przez siłę zewnętrzną będzie traktowana jako atak na żywotne interesy Stanów Zjednoczonych Ameryki i taki atak będzie odparty wszelkimi niezbędnymi środkami, w tym siłą militarną.

Cała operacja miała się odbyć z mandatu ONZ.  Przeprowadzono dwie operacje: Desert Shield (od 7 sierpnia 1990 - ochrona zagrożonej przez Saddama Husajna Arabii Saudyjskiej). Przy czym ONZ po licznych ostrzeżeniach wobec Iraku postawiła ultimatum wycofania się wojsk irackich z Kuwejtu do 15 stycznia 1991. Po upływie ultimatum rozpoczęła się druga operacja Desert Storm( od 17 stycznia do 28 lutego 1991). W kampanii  tej brało udział 27 państw, wiodącą siłę militarną stanowiły oczywiście  Siły Zbrojne Stanów Zjednoczonych.

 Najważniejszym elementem operacji była 43 dniowa kampania powietrzna przeprowadzona przez Stany Zjednoczone oraz ich sojuszników, zakończona trwającą zaledwie 100 godzin operacją wojsk lądowych. W ramach Desert Storm, przeprowadzona została największa amerykańska kampania powietrzna od czasu wojny wietnamskiej.W kampanii tej użyto niemal każdego typu samolotu pozostającego  na wyposażeniu amerykańskich sił powietrznych, które wykonały w sumie około 40.000 misji zwalczania celów naziemnych oraz 50.000 lotów wsparcia.

 Do  trzydniowego starcia   na lądzie, siły sprzymierzonych rozlokowane na ok. 600 km wystawiły ;  450.000 żołnierzy, 4300 czołgów, 7100 wozów bojowych i transporterów opancerzonych, 4170 dział, oraz  2200 śmigłowców. Wojska Irackie, liczące 540 tysięcy ludzi oraz 4280 czołgów, produkcji głównie radzieckiej: od starych T-54 i T-55 aż po T-72, uznawane za najgroźniejszą broń pancerną wojsk irackich. Były także czołgi chińskie – typ 59, typ 62 i typ 69 będące modyfikacjami czołgów radzieckich. Irakijczycy posiadali także ok.  3000 bojowych wozów piechoty i transporterów opancerzonych.  Wszystkie  typy czołgów posiadanych przez irackie wojsko nie mogły się równać z wojskami koalicji, w tym z nowoczesnymi czołgami ; amerykańskimi M1 Abrams, czy z  brytyjskimi  Challenger 1.  Dlatego siły Husajna zostały szybko zniszczone, a niedobitki w popłochu wycofały się z Kuwejtu.

28 lutego o godzinie 3.00 rano prezydent Bush ogłosił zwycięstwo koalicji i całkowite wyzwolenie Kuwejtu. Wydano rozkaz przerwania działań. Parę godzin później dyktator Iraku zaakceptował bezwarunkowo wszystkie dwanaście rezolucji Rady Bezpieczeństwa. Lokalne potyczki z wojskami irackimi trwały jednak jeszcze do 2 marca.  3 marca w irackiej  miejscowości  Safwan, położonej kilka kilometrów od granicy z Kuwejtem podpisano zawieszenie broni.  Na jego podstawie Irak zrzekł się na rzecz Kuwejtu 120 km² terytorium z polem naftowym Ar-Rumajla i częścią portu Umm Kasr.

Straty był bardzo nierównomierne. Ogólnie siły koalicji straciły w walce od 240 – 392 , a 776 zostało rannych.  Warto tu zaznaczyć, że więcej osób zginęło na wskutek wypadków lub omyłkowego ostrzału przez własne siły, niż zginęło z rąk Irakijczyków. Cała wojna  kosztowała koalicję  łącznie 71 miliardów dolarów. 60% kosztów pokryła Arabia Saudyjska, Kuwejt, Zjednoczone Emiraty Arabskie i inne państwa regionu.

Straty po stronie Irackiej były olbrzymie.  Szacunkowo można określić, że liczba zabitych wyniosła 20–35 tysięcy, liczba rannych 25–60 tysięcy (niektóre źródła podają nawet ćwierć miliona). Do niewoli wzięto 60–80 tysięcy jeńców. Straty w maszynach wynosiły; około 4 tysiące czołgów, 90% artylerii i ponad 1500 bojowych wozów piechoty.


Wszystkie czołgi i pojazdy złożono w jednym miejscu-  na pustyni niedaleko Al-Jahrah w Kuwejcie. Ten upiorny pomnik, przypominający wydarzenia z 1990 roku, jeszcze długo będziemy mogli  oglądać, ponieważ ze względu na pustynny klimat, procesy rdzewienia, czy gnicia prawie tam nie występują lub są bardzo spowolnione. Pojazdy te choć nie działają od wielu lat, to cały czas stanowią duże zagrożenie dla miejscowej ludności. Powód jest prosty. Z maszyn wyciekają cały czas szkodliwe substancje, takie jak : oleje, smary, itp, które dostają się do gleby, wody i atmosfery trując tym samym mieszkańców Kuwejtu

poniedziałek, 24 marca 2014

Zagadka Przełęczy Diatłowa, czyli co zmasakrowało studentów...

W styczniu 1959 roku grupa alpinistów składająca się z dziewięciu  studentów wybrała się na zimową wyprawę, by zdobyć szczyt  Otortenu. Ich zwłoki znaleziono na zboczu sąsiedniej góry. Góra nazywa się Cholat Sjakl, co w języku ludu Mansów, którzy zamieszkują tamte tereny oznacza „Góra Umarłych"

25 stycznia 1959 roku, grupa dziewięciu studentów Politechniki Uralskiej wyruszyła na narciarską wyprawę w północną część Uralu, w towarzystwie doświadczonego 37-letniego przewodnika Aleksandra Zołotarewa. Celem ich wyprawy było zdobycie szczytu Otortenu.  Zimą warunki w górach Uralu są  niezwykle ciężkie, uczestnicy mając tego świadomość poczynili odpowiednie przygotowania. 


Ludmiła Dubinina żegna chorego Jurija Judina. Z lewej Igor Diatłow; z prawej Aleksander Zołotarew.

25 stycznia  wieczorem, ekspedycja dotarła pociągiem do miasta Iwdiel. Następnego dnia studenci przyjechali ciężarówkami do najwyżej położonej wioski na trasie- Wiżaju . Tam też spędzili noc i rano wyruszyli dalej pieszo stronę góry Otorten. 28 stycznia  na trasie zachorował Jurij Judin i był zmuszony wrócić do Wiżaju i dzięki temu jako jedyny z wyprawy ocalał. 1 lutego rozpętała się burza śnieżna i prawdopodobnie w jej wyniku wyprawa zboczyła z trasy. Pod wieczór studenci  zorientowali się, że nie znajdują się na zboczu góry Otorten, a na zboczu Cholat Sjakl, więc rozbili obóz i postanowili przeczekać do świtu. I to ostania rzecz, jaką udało się ustalić ekipie badającej tę tragedię.


Grupa Diatłowa rozbija swoje ostatnie obozowisko.

Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami Diatłow po powrocie z góry Otorten zobowiązał się  wysłać znajomym telegram z zawiadomieniem o sukcesie wyprawy; według planu ekspedycji,  studenci mieli powrócić do Wiżaju najdalej 12 lutego. Gdy do 20 lutego nie doczekano się żadnych wieści, Politechnika na żądanie rodzin uczestników wyprawy wysłała pod górę Otorten ekspedycję ratunkową.  26 lutego ratownicy znaleźli namiot Diatłowa. Jak się potem okazało był rozcięty od środka, a obok  leżały rozrzucone rzeczy członków wyprawy. Ślady bosych stóp, odciśnięte na śniegu biegły w stronę lasu. Gdy ratownicy dotarli do sosen, odnaleźli pod nimi szczątki małego ogniska oraz zwłoki Jurija Krywoniszenki i Jurija Doroszenki- bose i ubrane jedynie w bieliznę. Podczas drogi powrotnej do namiotu odnaleziono w śniegu kolejno ciała:  Igora  Diatłowa (300 m od sosen), Rustema Słobodina (480 m) i Zinajdy  Kołmogorowej (630 m). Pozy, w jakich ich znaleziono, wskazywały, że próbowali oni powrócić do namiotu. Późniejsze badania wykazały, że zmarli na skutek wyziębienia organizmów. Tylko jeden miał  lekko pękniętą czaszkę, lecz zdaniem antropologów nie zagrażało to bezpośrednio życiu.

Uszkodzony namiot znaleziony przez ekipę ratowniczą

Pozostałe 4 ciała odnaleziono dopiero po 3 miesiącach - 4 maja. Znajdowały się  w  jarze, 70 metrów od ogniska przysypane czterometrową warstwą śniegu. Tym razem przyczyną śmierci były obrażenia wewnętrzne. Nikołaj Thibeaux-Brignoles miał rozbitą czaszkę, a Ludmiła Dubinina i Aleksander Zołotariow zmarli na wskutek zmiażdżenia  klatki piersiowe. Jak opisali później antropolodzy, obrażenia przypominały te odnoszone podczas wypadków samochodowych. Dodatkowo Dubinina miała wyrwany język i część policzka.

Wokół tragedii na przełęczy Diatłowa powstało wiele hipotez i teorii. Badaczom udało się ustalić prawdopodobny przebieg  wydarzeń z feralnego 2 lutego 1959 roku ;
Nad ranem  grupa ekspedycyjna  nagle, w pośpiechu opuściła namiot;  zamiast rozwiązać go, przecięła jego bok. Studenci i przewodnik w niekompletnych ubraniach dotarli  do rosnącej około 1.5 km od namiotu wielkiej sosny, na krawędzi lasu, nieco poniżej namiotu. Pozostali tam przez około dwie godziny, rozpalając ognisko; kompletnie ubrani wędrowcy pożyczyli niektóre części garderoby niekompletnie ubranym. Połamane gałęzie wskazywały, że studenci wspinali się na sosnę, prawdopodobnie by zobaczyć, co dzieje się z porzuconym namiotem; być może, lekkie pęknięcie czaszki jednego z nich było spowodowane upadkiem.
Gdy Kriwoniszenko i Doroszenko zmarli z wyziębienia, Diatłow, Kołmogorowa i Słobodin podjęli próbę dotarcia do namiotu; cała trójka zamarzła po drodze. Pozostali, po zabraniu umarłym niezbędnych części odzieży (Dubinina miała stopy owinięte spodniami Kriwoniszenki), zdecydowali się skryć głębiej w lesie, gdzie, błądząc w mroku, wpadli do jaru. Thibeaux-Brignolle zginął od razu; wkrótce po nim na skutek wychłodzenia i odniesionych obrażeń zmarła Dubinina. Zołotarew, by ogrzać się, zabrał jej kurtkę; wkrótce jednak podzielił jej los. Niedługo potem z wyziębienia zmarł jako ostatni  Kolewatow.


Naukowcom nie udało się ustalić, dlaczego grupa doświadczonych i niejednokrotnie podróżujących w podobnych warunkach studentów opuściła obóz w niekompletnym ubraniu i nie odważyła się do niego wrócić przez ponad 2 godziny.  Pojawiło się wiele hipotez na ten temat; a oto 3 zasadnicze ;

  • Atak Mansów. Mansowie, którzy zamieszkują tereny zachodniej Syberii znani są ze swojej agresywności w stosunku do "nieproszonych gości".  Lecz badania na miejscu tragedii nie stwierdziły żadnych śladów, wskazujących na to, że tragicznej nocy na przełęczy był ktokolwiek inny poza ekspedycją Diatłowa.
  • Lawina.  Teoria ta ma zasadniczo dwie słabe strony. Pierwsza  jest taka, że  żadnych śladów lawiny nie znaleziono. Druga - Diatłow i Zołotarew byli doświadczonymi przewodnikami wysokogórskimi, dlatego, ustawili namiot ekspedycji w miejscu, gdzie zagrożenie lawinowe prawie nie występowało- było zbyt płasko.
  • Wojskowe eksperymenty lub ćwiczenia. Za tą hipotezą, przemawia fakt, iż członkowie innej ekspedycji, przebywającej w tym czasie 50 kilometrów na południe od przełęczy, opowiadali o dziwnych pomarańczowych kulach, jakie widzieli na niebie na północ od swojej pozycji (mniej więcej w rejonie Góry Śmierci). Dodatkowo ubrania członków wyprawy wykazywały znaczą radioaktywność, a członkowie rodzin ofiar twierdzili, jakoby przekazane im ciała miały dziwny, pomarańczowo-żółty kolor. Co więcej, w pobliżu katastrofy znaleziono sporo metalowych  części. Fakty te mogą wskazywać na wybuchy(próby jądrowe), na skutek, których  wszyscy uczestnicy wyprawy zginęli, lub na to, że pomyłkowo wkroczyli na teren rosyjskiego poligonu wojskowego. Co ciekawe, całe śledztwo wkrótce zamknięto, raport utajniono, a cały obszar  zamknięto dla turystów i narciarzy na okres 3 lat. 

Po mimo śledztwa i poszukiwań nie udało się ustalić przyczyn tragedii z 2 lutego. Po czterech miesiącach władze kończą dochodzenie, w raporcie znajduje się tajemniczy wniosek ; śmierć studentów została spowodowana przez nieznaną, olbrzymią siłę.  Do dziś nie udało się rozwiązać zagadki przełęczy Diatłowa i nic nie wskazuje na to by została rozwikłana w najbliższej przyszłości.



wtorek, 18 marca 2014

Brytyjskie obozy pracy po II wojnie światowej...

Bydlęce wagony, numery, przymusowa praca ponad siły, cierpienie,  badania doświadczalne  na ludziach, kastracja, palenie żywcem. To niestety nie opis Auschwitz, lecz obozów pracy w Kenii wybudowanych 8 lat po II wojnie światowej przez Zjednoczone Królestwo Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej.

Po II wonie światowej  Wielka Brytania straciła swoją pozycje na arenie międzynarodowej,  na rzecz Stanów Zjednoczonych i Związku Radzieckiego. Dlatego też była zmuszona walczyć o utrzymanie swoich odległych koloni, w których wybuchały kolejno krwawe  powstania.


Brytyjczycy w czasie II wojny światowej zaciągnęli ok. 100 tys żołnierzy z wschodniej Afryki ( Kenii, Ugandy,Tanganiki ). Gdy po zakończeniu działań wojennych ludzie ci wrócili do sowich rodzinnych domów, gdzie znaleźli siew opłakanej sytuacji  tzn. większość ziemi należącej do ich ludu Kikuju, została rozdysponowana pomiędzy białych kolonistów.  I tym samym odwieczni mieszkańcy tamtych terenów zostali bez ziemi, która im się należała; wielu członków ludu Kikuju zmuszonych było opuszczać przeludnione wsie i przenosić się do miast lub na farmy europejskich kolonistów. Brak stałego zajęcia, plus  brak perspektyw na przyszłość oraz szerzący się rasizm  doprowadził w roku 1952  do wybuchu  powstania Mau Mau.

W kolejnych latach wojny, obserwator, który na konflikt spoglądał z punktu widzenia przeciętnego  Europejczyka, miał wrażenie, iż Brytyjczycy w Kenii walczą z prawdziwymi bandami barbarzyńców. Media ze starego kontynentu poświęcały wiele uwagi okrucieństwu  Mau Mau.  Głośno było o sześcioletnim chłopcu, który został zgładzony wraz z rodzicami na rodzinnej famie przez czarnych powstańców. Dość mocno nagłaśniano również masakrę w wiosce Lari, gdzie rebelianci mieli zabić kilkadziesiąt kobiet i dzieci ze swojego plemienia - krewnych kolaborujących z Brytyjczykami. Od czasu do czasu można było usłyszeć o brutalności, egzekucjach oraz prześladowaniach w stosunku do czarnych Kikujów, lecz opiniowano to jako jedyny skutecznie możliwy sposób walki z dzikim przeciwnikiem. Kilku opozycyjnych członków parlamentu  próbowało nagłośnić pewne nadużycia w Kenii, jednak szybko dyskredytowano ich jako panikarzy i awanturników.

W roku 1960 Brytyjczycy mogli być dumni-  udało im się zdławić powstanie Mau Mau. W opinii Europejczyków dokonali tego w  prawie  iście cywilizowany sposób, w przeciwieństwie m.in do przegranych  Francuzów w Algierii.

Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie dociekliwość badaczy historii kolonialnej. W latach 80 XX wieku prace takich badaczy jak: Robert Edgerton, John Londsale czy John Newsinger, którzy w swoich dziełach  przedstawiali drugie dno tegoż konfliktu. Do obalenia mitu "czystej wojny" przyczyniło się też wiele dokumentów rządowych, rozmów z rebeliantami, osadnikami i żołnierzami. Tajemnica  brytyjskich obozów internowania, a tak naprawdę obozów zagłady wyszła w końcu na jaw.


W 1953 powstają pierwsze obozy, ich struktura i przeznaczenie przypominają w dużej mierze niemieckie obozy zagłady z II wojny światowej. Więźniów podobnie jak w III Rzeszy transportowano wagonami bydlęcymi, a czasem  także statkami i autobusami. Ludzi przewożono w niewątpliwie nieludzkich warunkach, często brakowało wody; nie wspominając już o jedzeniu. Moment przybycia do obozy zbliżony był m.in. do Auschwitz. Gdy już nieszczęśnicy przybyli na miejsce, zostawali siłą zmuszeni do tego, by się rozebrali do naga; odzież zabierano. Następnie czarni powstańcy  musieli przejść przez zbiornik z cieczą dezynfekującą. Większość Kikujów nie umiało pływać, więc nierzadko po prostu się  topili . Strażnicy dobrze się bawili,  podtapiając więźniów, którzy byli bliżej obrzeży zbiornika. Po przejściu na drugą stronę, następowała kolejna faza rewizji; zaglądano więźniom w każdy otwór ciała, w poszukiwaniu kosztowności. Na koniec skazaniec  otrzymywał tylko szorty i bransoletę z numerem.


Ponad 90 tysięcy powstańców Mau Mau ( należy też doliczyć cywili, w tym 8 tys. kobiet i dzieci)  zostało zamkniętych bez wyroku w prawdziwych obozach koncentracyjnych, w których przez wiele miesięcy poddawano ich torturom. A tortury były iście nazistowskie ; kobiety tłuczono  pałkami i gwałcono za pomocą butelki z gorącą wodą,  miażdżono szczypcami piersi, wpychano do waginy lufy karabinów i kazano biegać nago z wiadrami odchodów na głowie. Ciała więźniów okładano boleśnie gryzącymi insektami, a człowiek, którego nazwano kenijskim Josephem Mengele, zasłynął z eksperymentów opalania więźniom skóry i kastracji. U mężczyzn, podłączenie kabli do  genitaliów stało jedną z najczęstszych metod pozyskiwania informacji, także od dzieci. W tym miejscu można zacytować jednego z brytyjskich kolonistów ;
„gdy odcinałem mu wory, nie miał już uszu, a jego oko, chyba prawe, zwisało z oczodołu. Szkoda, umarł zanim zdążyliśmy wyciągnąć z niego coś więcej”
Miejsca gdzie więźniowie mogli załatwiać swoje potrzeby fizjologiczne, były najczęściej  blisko źródeł wody, dlatego też zaczęły wybuchać liczne  epidemie m.in epidemia bólu brzusznego i cholery.
 Ogólnie z powodu złych warunków, epidemii, braku wody, głodu, egzekucji oraz ciężkiej pracy śmierć poniosło ok. 110 tys więźniów- jednak są to dane szacunkowe; określenie dokładnych licz nie jest tutaj możliwe.



Kilka miesięcy przed 50 rocznicą powstania Kenii, która przypada na 12 grudnia 2012 roku, rząd Wielkiej Brytanii po raz pierwszy przyznał, że władze kolonialne poddawały mieszkańców tego kraju, członków ludu Kikuju, systematycznym torturom. i tym samym  Brytyjczycy zobowiązali się zapłacić  ok. 30 mln dolarów odszkodowania, 5228 żyjącym jeszcze ofiarom tortur i obozów koncentracyjnych. Pieniądze mają trafić bezpośrednio do poszkodowanych – po ok. 6 tys. dol. na głowę.

Ciekawostka : W jednym z brytyjskich obozów przebywał przez pół roku dziadek Baracka Obamy, Onyango. Gdy wrócił do wioski, ledwo trzymał się na nogach.

piątek, 28 lutego 2014

Jak alianci zachodni chcieli odebrać nam Ziemie Odzyskane...

Zaraz po zakończeniu II wojny światowej, zachodni alianci zapomnieli o naszym wkładzie w walkę z nazistami. Nikt już nie pamiętał, że walczyliśmy na wszystkich frontach, nieraz wykazując większą waleczność i odwagę niż niejedna armia brytyjska czy amerykańska. Nie dość, że pozwolili Stalinowi zagarnąć kresy, to jeszcze chcieli abyśmy oddali Wrocław, Szczecin i Świnoujście Niemcom . W obronie naszych zachodnich granic stanął nie kto inny jak Józef Stalin.


Winston Churchill już na konferencji poczdamskiej (17 lipca– 2 sierpnia 1945) wnosił by nie przekazywać Polsce niemieckich terenów na wschód od Odry i Nysy Łużyckiej. Twierdził, że wspiera nasze interesy :
Rekompensata powinna jakkolwiek odpowiadać stracie. Niczego dobrego nie przyniesie Polsce zdobycie tak wielkiej ilości dodatkowego terytorium
Na nasze szczęście Churchill przegrał wybory i musiał opuścić Poczdam. 28 lipca zastąpił go nowy brytyjski premier Clement Attlee. I tym samym komuniści zdołali przeforsować granice swojego satelitarnego państwa, wzdłuż Odry i Nysy. Jednak to nie był koniec problemów, a dopiero początek. Postępowanie zachodnich przywódców wydaje się zrozumiałe. W 1944 roku, Polska wpadła w sieci Związku Radzieckiego, więc alianci chcieli ją osłabić na tyle, na ile tylko było to możliwe. Okrojone z kresów państewko, wydawało im się mniejszym zagrożeniem, niż Polska z długą linią brzegową i dobrze rozwiniętym , bogatym Śląskiem. Było pewne, ze Polska nie wyrwie się prędko z komunistycznych macek, więc alianci postanowili zadbać o interesy Niemiec.


Orientacyjny przebieg linii Marshalla

Churchill dalej kontynuował swoją politykę. Twierdził, że zdominowały przez Stalina rząd polski. zgodził się na krzywdzące aneksje kosztem Niemiec. W tym miejscu należy wspomnieć, że polski rząd na uchodźstwie który to rząd  deklarował, że jest przeciwny przyłączeniu Wrocławia i Szczecina do Polski.. Zwolennicy zwrócenia Niemcom tego co stracili na rzecz Polaków, znaleźli się też za oceanem; amerykański sekretarz stanu w gabinecie Harry’ego Trumana, James Byrnes, który we wrześniu 1946 roku odwiedził Stuttgart, postulując przeciwko utrwaleniu polskiej granicy na zachodzie. Tego samego zdania był jego następca George Marshall. Skierował on propozycje do Związku Radzieckiego, by Polska oddała Niemcom; cały Dolny Śląski, Ziemię Lubuską i Pomorze Zachodnie aż do Kołobrzegu. Inne rozwiązanie zakładało umiędzynarodowienie Śląska.


Sprawa jeszcze bardziej przybrała na wadze, gdy znajdująca się pod nadzorem zachodnich aliantów część Niemiec odzyskała suwerenność jako Federalna Republika Niemiec(RFN). Nowy kanclerz Konrad Adenauer w 1951 roku, oświadczył ;
Chcę jasno powiedzieć, że dla nas ziemie po drugiej stronie Odry i Nysy są częściami Niemiec.
19 lat po tym, w 1970 roku w ramach grudniowej umowy pomiędzy Republiką Federalną Niemiec(RFN) a Polską Rzeczpospolitą Ludową Niemcy ostatecznie zrzekli się Śląska i Pomorza Zachodniego.

Polska niewątpliwie zatrzymała zachodnie województwa dzięki zabiegom Stalina. Jednak to nie był gest z dobrego serca; jak zawsze chodziło o politykę. Przywódca ZSRR jak najbardziej chciał oddać Pomorze i Śląsk Niemcom, ale pod warunkiem zjednoczenia RFN i NRD w jedno, zdominowane przez komunistów państwa. Dopiero w  1965 roku (12 lat po śmierci Stalina) Kreml zagwarantował Polsce nienaruszalność zachodniej granicy.

piątek, 31 stycznia 2014

Jak Hitler przejął 3620 hektarów amerykańskiej ziemi...


Jak to możliwe, że Hitler zajęty walka na froncie wschodnim, w 1942 roku opanowuje 3620 hektarów ziemi w samym środku Stanów Zjednoczonych w stanie Kolorado. Odpowiedź na pierwszy rzut oka wydaje się trudna, ale w rzeczywistości wyjaśnienie okazuje się banalne. 

Przejęcie 3620 hektarów ziemi w środku USA z technicznego punktu widzenia było niemożliwe. Samoloty nie mały tak ogromnego zasięgu by dolecieć, aż nad Kolorado i spuścić spadochroniarzy, którzy w desperackiej akcji zajęliby teren odpowiadający dzisiejszemu Białemustokowi. Desant i sabotaż też odpadają. Tak więc w 1942 roku burmistrz malutkiego miasteczka Kit Carson ogłosił, że przywódca III Rzeszy odziedziczył po krewnych 8960 akrów (czyli 3620 hektarów) wartościowej ziemi. Ziemia ta miała znajdować się ok 6,5 km od Kit Carson. Właściciel był wtedy zajęty wojną z ZSRR, pogromem Żydów i tym samym nie był zainteresowany spadkiem w odległej Ameryce. Dlatego też, miejscowi farmerzy zaczęli wypasać na niej swoje bydło. Jej dalsze losy nie są znane. Nie mówią na ten temat  żadne książki i publikacje. Hitler w Ameryce miał  trzech krewnych, lecz jakoś nie palili się porzucić mieszkania w Nowym Jorku i przenieść się na rodzinną własność na prerii. Wiadomo o nich niewiele. Pewne jest, że są to prawnukowie ojca Hitlera i mieszkają na Long Island pod  Louis i Brian mieszkają wspólnie w drewnianym domku i pracują jako ogrodnicy, podczas gdy Alexander jest emerytowanym psychologiem. Żaden z nich nie ma potomstwa. Amerykańscy krewni zgodzili się nie mieć dzieci, by wygasić ród Hitlera, ale jeszcze przed swoją śmiercią obiecali opublikować książkę.

sobota, 25 stycznia 2014

Marsz Śmierci z Auschwitz do Wodzisławia Śląskiego...


17 stycznia 1945 roku, niedługo przed wkroczeniem Armii Czerwonej, Niemcy ewakuowali obóz Auschwitz. W środku bardzo mroźnej zimy 56 000 więźniów przemierzyło 63 km do Wodzisławia Śląskiego, gdzie zostali zapakowani do wagonów towarowych i przewiezieni przez Czechy i Morawy do obozów Mauthausen i Buchenwaldu. Szacuje się że podczas marszu w wyniku zimna, głodu i egzekucji zginęło ok. 15 tysięcy ludzi. 
Trasa marszu 
21 grudnia 1944 r. gauleiter Górnego Śląska Fritz Bracht wydał rozkazy w sprawie ewakuacji jeńców, cywilów, robotników przymusowych i więźniów. Postanowiono, że w przypadku bezpośredniego zagrożenia przez Armię Czerwoną, ewakuowani powinni zostać przede wszystkim jeńcy i więźniowie. Akcja wyprowadzenia więźniów z Auschwitz otrzymała kryptonim "Karla".

Ewakuowani mieli być przede wszystkim więźniowie zdrowi i silni, którzy podołaliby trudom wielokilometrowego marszu. Jednak w kolumnie znajdowało się wiele osób chorych i skatowanych, również dzieci i matki w ciąży. Więźniowie obawiali się, że jeśli zostaną w obozie to zginą. W całym kompleksie Auschwitz hitlerowcy pozostawili ok 7 tys. skatowanych więźniów, których 27 stycznia 1945 roku oswobodzili żołnierze z 100. Lwowskiej Dywizji Piechoty Armii Czerwonej.

Na silnym mrozie przekraczającym czasami minus 20 stopni, ubrani jedynie w obozowe pasiaki i nocujący pod gołym niebem więźniowie musieli przejść dziennie około 20-30 km. Każde zatrzymanie lub odejście od kolumny kończyło się zawsze tak samo czyli rozstrzelaniem. Mimo to próby ucieczki i udzielania pomocy słabszym były bardzo częste. 

Świadkowie, którzy widzieli kolumny, opowiadali po wojnie o koszmarnych scenach. W 1978 roku mieszkanka Jastrzębia Zdroju Maria Śleziona wspominała, jak przed jej domem szła kolumna więźniów. Wśród nich była młoda kobieta w zaawansowanej ciąży, która nie miała już sił iść dalej.SS-man strzelił jej w twarz z pistoletu i drugi raz w brzuch.

Mieszkańcy miejscowości, przez które maszerowała kolumna często pomagali więźniom. Uciekinierów ukrywano w swoich domach nawet po kilka tygodni, aż do wyzwolenia.

Żydówka Helena Berman w styczniu 1946 roku w liście do rodziny, która jej pomogła napisała następująco:

"Mogłabym pisać w nieskończoność o tych chwilach pełnych poświęcenia i trwogi o nas i los moich wybawców, ale muszę streścić się do krótkiego: cześć i błogosławieństwo Boże naszym wybawcom, wielkim polskim sercom, gorącym polskim patriotom"

Na stacje kolejową w Wodzisławia Śląskiego kolumna doszła pomiędzy 19 a 23 stycznia. Więźniów od razu załadowano do wagonów węglowych i w wysokim mrozie i ucisku wysłano ich w głąb Rzeszy. 
Tablica na Piaskowej Górze w Wodzisławiu Śląskim
Na terenie województwa śląskiego w ponad 20 miejscowościach znajdują się miejsca pamięci marszu śmierci. Ponad 800 ofiar zamordowano w Rybniku.

Źródło; dzieje.pl

niedziela, 12 stycznia 2014

Huzarzy Śmierci - elitarna polska jednostka, która niosła śmierć

W 1920 roku, gdy nad Wisłę nadciągnęła "czerwona zaraza",  młode państwo polskie było w beznadziejnej sytuacji. Armia, która w maju triumfalnie wkraczała na ulice Kijowa, już latem została zmuszona do odwrotu  pod Warszawę. Potrzebna szybko była jednostka, która przeciwstawiła by się armii Budionnego i Woroszyłowa. W lipcu 1920 roku, porucznik Józef Siła-Nowicki otrzymał rozkaz stworzenia ochotniczego oddziału kawalerii w Białymstoku. I tak  23 lipca powstał Ochotniczy Dywizjon Jazdy 1 Armii. O samym dowódcy nie wiadomo dziś prawie nic; nie zachowały się nawet jego fotografie. Wiadomo jedynie, że uczestniczył w pierwszej wojnie światowej, w armii któregoś z zaborców. Siła-Nowicki nazwał swój nowo powstały oddział, dywizjonem Huzarów Śmierci. Prawdopodobne jest, że nazwę tę przejęto od pruskiej elitarnej kawalerii, która wsławiła się w czasie wojny z Francją w 1870 i  podczas I wojny światowej. Husarze nosili czarne mundury, a na czapkach zaraz pod orzełkiem widniały charakterystyczne emblematy - czaszka ze skrzyżowanymi piszczelami lub mieczami na tle krzyża rycerskiego.

Już kilka dni po utworzeniu jednostki, zgłosiło się 50 ochotników. Były to głównie niedobitki z rozbitych oddziałów walczących na wschodzie z Armią Czerwoną. Po niedługim czasie do jednostki zaciągnęło się ok. 500 ochotnikó. Utworzono więc, 2 szwadrony konnych i  pluton ciężkich karabinów maszynowych.

Swój chrzest bojowy Dywizjon Huzarów przeszedł niedaleko wsi Dzierzby, gdzie żołnierze z pieśnią na ustach przeprowadzili zwycięską szarżę na bolszewików; w walce zdobyto dwa karabiny maszynowe.
Wkrótce do Huzarów włączono Samodzielny Szwadron Policji Konnej, który zbierał się w Łodzi. 118 żołnierzy przedstawiało wysoką wartość bojową, ponieważ byli to przeważnie weterani I wojny światowej, którzy walczyli w armiach zaborców.
Zaświadczenie o nadaniu odznaki Huzarów Śmierci z podpisem porucznika Siły-Nowickiego 

13 sierpnia Huzarzy skierowani zostali do patrolowania rejonów rzeki Narwi, gdzie mieli zapobiec przekroczeniu przez Sowietów, tej ostatniej naturalnej przeszkody przed stolicą; w razie ataku musieli stawiać opór aż do przybycia piechoty. Najcięższe boje dywizjon stoczył o przyczółek mostowy, gdzie kilkakrotnie udało im się odeprzeć liczebniejszych komunistów. Podwładni  porucznika Siły-Nowickiego zajęli także miasteczko Serock, gdzie zdobyli 5 ekaemów, 30 koni i wzięli do niewoli 50 jeńców. W pogoni za uciekającym przeciwnikiem pojmali kolejnych 100 jeńców. W bitwie pod Myszyńcem, w walce z dużo liczniejszym przeciwnikiem, zdobyli aż osiem radzieckich dział. W tym miejscu należy zaznaczyć, że Huzarze nie przegrali ani jednej bitwy. Żołnierze z pod znaku trupiej czaszki szybko zyskali złą sławę w szeregach wrogich wojsk. Wszystko dzięki pogłoską, że Husarze są bezwzględni, a pojmanych zabijają na miejscu. Dziś trudno określić ile w tym jest prawdy. Do naszych czasów  nie zachowały się prawie żadne dokumenty dotyczące Dywizjonu Huzarów Śmierci. Dlatego też trudno potwierdzić lub odrzucić te plotki. Lecz pewne jest, że to czerwonoarmiści pierwsi zaczęli zabijać jeńców, palić wsie i dokonywać rabunków. 


W listopadzie 1920 roku dywizjon przeniesiono na wileńszczyznę, gdzie zostali włączenie do Armii Litwy Środkowej. 27 kwietnia 1922 roku jednostkę rozwiązano, a na jej podstawie powstał II Dywizjon 3 Pułku Strzelców Konnych.

niedziela, 15 grudnia 2013

Polak Węgier dwa bratanki, czyli dlaczego w 1939 roku Węgrzy odmówili Hitlerowi ataku na Polskę...

Prędzej wysadzę nasze linie kolejowe, niż wezmę udział w inwazji na Polskę. Ze strony Węgier jest sprawą honoru narodowego nie brać udziału w jakiejkolwiek akcji zbrojnej przeciw Polsce - Tak pisał 24 lipca 1939 roku, w depeszy do Hitlera, premier Węgier Pál Teleki. Odmowa współpracy rozwścieczyła niemieckiego dyktatora. Węgrzy pomagali polskim uchodźcom; a w czasie powstania węgierskie jednostki stacjonujące w Warszawie wspierały AK. Podjęto też rozmowy o przejściu 20 tys. Węgrów na stronę powstańców. Dlaczego właściwie Węgrzy nie chcieli uderzyć na Polskę??Kiedy rozpoczęła się polsko-węgierska przyjaźń? Jak wyglądały stosunki polsko-węgierska na długo przed rozpoczęciem II wojny światowej.



By odpowiedzieć na powyższe pytania musimy cofnąć się do średniowiecza, a dokładnie do XI i XII wieku. To właśnie w tych stuleciach nasze narody zbliżyły się do siebie; a wszystko za sprawą koalicji antyniemieckiej  mającej na celu przeciwstawienie się ekspansji Cesarstwa Niemieckiego. Stosunki między Polakami a Węgrami zacieśniły się w XIV wieku. Doszło wtedy do zawarcia unii personalnej, w wyniku której w 1370 królem Polski został dotychczasowy władca Węgier - Ludwik I. Panował w obu królestwach do swojej śmierci (1382). W Polsce tron po nim objęła młodsza z jego córek Jadwiga. Ponad pół wieku później, w 1440 oba państwa ponownie połączyła osoba wspólnego króla. Został nim Władysław III Warneńczyk, syn Władysława Jagiełły. Druga unia polsko-węgierska przetrwała zaledwie cztery lata i zakończyła ją klęska z Turkami pod Warną (1444) oraz śmierć króla Władysława poniesiona w tejże bitwie. W relacjach zdarzały się też napięcia, głównie chodziło o rywalizację o Ruś Halicką.


W 1526 roku w bitwie pod Mohaczem, wojska węgierskie zostały rozbite przez armię turecką. W czasie bitwy śmierć poniosło ok. 18 tys. rycerzy węgierskich i 3000 polskich. W wyniku tak miażdżącej klęski na Węgrzech nastąpiła woja domowa, w wyniku której Księstwo Węgier rozpadło się na trzy części.
W tym okresie do Polski wyemigrowało wielu Węgrów. W Tarnowie schronił się między innymi król Węgier Jan Zápolya, który zabiegał o poparcie polskich magnatów w odzyskaniu tronu. Kraków stał się dla Węgrów ważnym centrum kultury. W XVI wieku wydano w nim blisko 160 książek w języku węgierskim.


Za czasów panowania Batorego na polskim tronie, nastąpił ożywiony rozwój wzajemnych kontaktów między Węgrami a Polską. Batory zreorganizował wojsko koronne korzystając z wzorów węgierskich (utworzono piechotę wybraniecką wyposażoną w rusznice i toporki do budowy mostów i umocnień polowych). Korzystał także z bardzo przydatnej w zdobywaniu twierdz formacji piechoty węgierskiej.
Willam Baur: Węgrzy i Polacy (XVII w.) w Muzeum Czartoryskich w Krakowie

17 lat po powstaniu listopadowym, odzyskać suwerenność próbowali Węgrzy. W 1848 roku na Węgrzech wybuchło powstanie; inicjatywa ta spotkała się z poparciem polskich władz na emigracji. W walkach o wolność wziął udział 3-tysięczny legion polski pod dowództwem gen. Józefa Wysockiego. Naczelnym wodzem rewolucji węgierskiej został Józef Bem, obecnie jest wielkim bohaterem narodowym tego kraju. 


Podczas wojny polsko-bolszewickiej w 1920 roku, Węgry były jedynym krajem w regionie, który zaoferował nam pomoc militarną w wysokości 30 tys. kawalerzystów. Siły te nie zasiliły jednak obrony kraju ze względu na brak zgody rządów Czechosłowacji i Rumunii na przejazd oddziałów węgierskich przez terytoria tych krajów. Czesi nie chcieli nawet przepuścić transportów broni dla polskiego wojska, które Węgrzy postanowili przekazać wojsku polskiemu do walki z komunistami. Ostatecznie dzięki zgodzie Rumunii, Węgry dostarczyły do Polski własnym taborem kolejowym broń i amunicję.


W sumie dostarczono w krytycznym momencie wojny na własny koszt : 48 mln naboi karabinowych do Mausera, 13 mln naboi do Mannlichera, amunicję artyleryjską, 30 tysięcy karabinów Mauser i kilka milionów części zapasowych, 440 kuchni polowych, 80 pieców polowych. 12 sierpnia 1920 do Skierniewic dotarł transport m.in. 22 mln naboi do Mausera. 


Emocjonalny związek między narodami nie został rozbity nawet podczas II wojny światowej, gdy Węgry stanęły po stronie III Rzeszy; wręcz przeciwnie. Już w kwietniu 1939 roku szef węgierskiej dyplomacji Istvan Csaky w liście do posła Villaniego pisał, że w czasie ewentualnej wojny przeciw Polsce Węgry nie mogą w niej wziąć udziału. 


„Nie jesteśmy skłonni brać udziału ani pośrednio, ani bezpośrednio w zbrojnej akcji prze­ciw Polsce. Przez «pośrednio» rozumiem tu, że odrzucimy każde żądanie, które prowadziłoby do umożliwienia transportu wojsk niemieckich pieszo, pojazdami mechanicznymi czy koleją przez węgierskie terytorium dla napaś­ci przeciw Polsce. Jeżeli Niemcy zagrożą użyciem siły, oświadczę katego­rycznie, że na oręż odpowiemy orężem.”


Csaky podkreślił również fakt, że sympatia wobec Polaków jest na Węgrzech tak duża, że jakikolwiek, pośrednie bądź bezpośrednie, wystąpienie Węgier przeciw Polsce mogłoby doprowadzić do niepokojów społecznych w jego kraju.
„Jeślibyśmy zaś pozwolili Niemcom – czy to bez żadnego sprzeciwu, czy po ewentualnym proteście – na to, aby z naszego terytorium walczyli przeciw Polsce, wybuchłaby tu rewolucja i nastąpiłby taki wstrząs moralny, że stracilibyśmy wiarę w siebie”.
Premier Węgier Pál Teleki stanowczo odmówił Adolfowi Hitlerowi możliwość dokonania inwazji na Polskę z terytorium Węgier. W depeszy premiera Pala Telekiego do Adolfa Hitlera z 24 lipca 1939, czytamy iż Węgry „nie mogą przedsięwziąć żadnej akcji militarnej przeciw Polsce ze względów moralnych”. List ten wywołał wściekłość kanclerza Trzeciej Rzeszy. Premier Węgier w porozumieniu z regentem Miklosem Horthym nakazał zaminowanie tuneli na trasie linii kolejowej i ich wysadzenie w powietrze w przypadku próby sforsowania siłą przez Niemców.


Po ataku Niemców na Polskę, na Węgrzech schronienie znalazło tysiące uchodźców; otwarto również szkoły dla polskich dzieci. Do maja 1940 roku z Węgier do Francji ewakuowano ok 35 tys. osób; co miało istotny udział w tworzeniu Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. 
Uchodźcy polscy w czasie II wojny światowej na Węgrzech upamiętnieni w Leányfalu.
W czasie powstania warszawskiego węgierskie wojska stacjonujące w Warszawie otrzymały zakaz walki po stronie polskiej, ponieważ występowało duże prawdopodobieństwo, iż Węgrzy przejdą na stronę powstańców. Niemcy jednak mieli dobre przeczucie; już 15 sierpnia 1944 roku odbyły się tajne pertraktacje pomiędzy dowództwem II węgierskiego korpusu rezerwowego gen. Beli Lengyela, a szefem mokotowskiego Biura Informacji i Propagandy płk. Janem Stępniem „Szymonem”. Węgrzy zaoferowali przejście ok. 20 tys. wojsk węgierskich znajdujących się na terenie okupowanej Polski na polską stronę oraz militarne wsparcie Armii Krajowej w akcji Burza. Według planu przedstawionego przez Węgrów przedstawiciel KG AK miał polecieć samolotem do Budapesztu w przebraniu węgierskiego oficera aby na ten temat rozmawiać bezpośrednio z Horthym, który chciał wykorzystać kontakty Polaków do przejścia na stronę aliantów. Podczas kolejnego spotkania między gen. Lengyelem i gen. Szabo płk. Stępień oświadczył, że AK nie może udzielić żadnych gwarancji co do powodzenia rozmów z aliantami, ponieważ równie trudna jest sytuacja Polaków. Wobec tego dowództwo węgierskie zaoferowało transport przedstawiciela AK własnym samolotem do Londynu w celu przeprowadzenia trójstronnych rozmów na ten temat z przedstawicielami aliantów. O rokowaniach dowiedział się niemiecki wywiad, który odwołał węgierskie dywizje z frontu nad Wisłą. Mimo to zanotowano jednak kilka przypadków walki Węgrów po polskiej stronie podczas powstania.
Grób w Raszynie Józefa Vonyika oraz 6 węgierskich żołnierzy, którzy polegli w powstaniu warszawskim po stronie polskiej
Źródło : pl.wikipedia.org

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Car tank - największy czołg jaki kiedykolwiek zbudowano...

Pierwszy raz na polu bitwy czołgi pojawiły się  prawie 100 lat temu. Od tego momentu zaczęły powstawać, coraz nowsze, lepsze ale bardzo podobne do siebie, to znaczy : wszystkie  poruszały się  na gąsienicach, posiadały obrotową wieżę, na której umieszczony był karabin lub działko. Dziś mówiąc "czołg", własnie taką maszynę mamy na myśli. Lecz powstały czołgi, które ani trochę nie przypominały znanego nam pojazdu pancernego; jednym z nich był właśnie Car tank.



Car tank (Nietoperz, Tsar Tank, znany również jako czołg Lebiedienki) został skonstruowany przez inżyniera Nikołaja Lebiedienkę, w latach 1914-1915. Rosyjski konstruktor wykonawszy drewniany model poruszający się za pomocą mechanizmu gramofonu, zaprezentował go carowi Mikołajowi II, który po dokładnym obejrzeniu dał zielone światło do stworzenia prototypu.

Ta niezwykła maszyna poruszała się na dwóch przednich  kołach o średnicy 9 metrów, każde oraz jednym tylnym, o średnicy 1,5 metra. Koła były napędzane przez dwa silniki Maybacha o mocy 240 KM, każdy.  Głową tego dziwoląga była wieża umieszczona ok. 5 metrów nad ziemią. Po jej bokach umieszczono stanowiska ogniowe, a na środku wieżę obrotową, z dwoma działkami i dwoma karabinami maszynowymi. Planowano także  umieścić działka na dolnej wieży, jednak zrezygnowano z tego rozwiązania. Czołg mierzył ok. 17 metrów długości i 12 szerokości. Dokładnych osiągów nie dało się obliczyć, planowano jednak, że pojazd rozpędzi się maksymalnie do 17 km/h. Te istne monstrum ważyło ok. 60 ton i było obsługiwane przez  załogę liczącą 10 osób.

Ogromne przednie koła miały pokonywać niemalże wszystkie przeszkody- prawda natomiast była inna. Tylne koło często grzęzło w miękkiej ziemi, a silniki napędzające przednie koła były zbyt słabe by wydostać czołg z błota.

W 1917 roku przeprowadzono pierwsze testy. Zakończyły się jednak fiaskiem. Konstruktorzy podjęli pracę nad zastosowaniem silniejszych silników, lecz porzucono projekt  z powodu dużych kosztów. W 1923 Car tank został zezłomowany.

Rosjanie chcieli użyć tego giganta do przełamania linii frontu. Niemcy zobaczywszy coś tak wielkiego, mieli uciekać gdzie pieprz rośnie. Konstruktorzy twierdzili, że za pomocą Car czołga  odniosą zwycięstwo nad przeciwnikiem  w ciągu  jednej nocy. Rzeczywistość natomiast przedstawiała się zupełnie inaczej; gdyby nawet Car tank nie zakopał się gdzieś w drodze na front, to byłby łatwym celem dla artylerii wroga.

piątek, 29 listopada 2013

Zapomniany Polak, który wyrządził nazistom więcej szkód niż niejedna armia.

Jerzy Iwanow-Szajnowicz to prawdziwy James Bond polsko-brytyjskiego wywiadu. Podczas II wojny światowej, sam wysadzał niemieckie okręty i statki zaopatrzeniowe. Na wyspie Faros spalił całą flotyllę kutrów, wyładowanych po brzegi amunicją. Razem ze współpracownikami zniszczył 400 niemieckich samolotów. Planował nawet zamach na Mussoliniego. Dziś jest bohaterem narodowym Grecji. W 1972 roku w Salonikach, na jego cześć odsłonięto pomnik. 


Jerzy urodził się w 1911 roku w Warszawie, jako syn rosyjskiego pułkownika, Władimira Iwanowa i warszawianki Leonardy Szajnowicz. Szczęśliwe małżeństwo jednak szybko  się rozpadło, a jego matka wyszła ponownie za mąż za greckiego biznesmena. Przeprowadziła się do Salonik, zostawiając swojego syna w kraju, pod opieką rodziny. Gdy skończył 14 lat pojechał do matki. Młody Iwanow maturę zdał w 1933 roku, w Liceum Francuskiej Misji Świeckiej. W 1938 roku ukończył studia w Belgii, jako magister nauk rolniczych. Biegle opanował : angielski, niemiecki, rosyjski, francuski i gracki. Świetnie pływał i szybko zaczął osiągać sukcesy w tej dyscyplinie. W czasie studiów został mistrzem Belgii w pływaniu. W 1935 roku dzięki swoim staraniom otrzymał polskie obywatelstwo. Każde wakacje spędzał w Polsce - był bardzo przywiązany do ojczystego kraju. Podczas jednego z pobytów, zapisał się do Akademickiego Związku Sportowego. W 1937 roku wywalczył mistrzostwo Polski w kategorii  piłka wodna . Jako zawodnik kadry narodowej licznie reprezentował nasz kraj na zagranicznych zawodach.

Wojna Jerzego Iwanowa-Szajnowicza zastała w Grecji. W maju 1940 rozpoczął współpracę z polską placówką wojskową w Salonikach. Pomagał uchodźcom, którzy trafili do Grecji z Rumunii i Węgier. Gdy Grecję zajęli Niemcy, Szajnowicz przedostał się do Palestyny, gdzie czekał na skierowanie do Samodzielnej  Brygady Strzelców Karpackich.  Jednak ze względu na niezwykłą sprawność fizyczną, został odesłany do dyspozycji Konsula Generalnego RP w Jerozolimie. Lecz ostatecznie trafił do dyspozycji wojsk brytyjskich. Po szkoleniu w Aleksandrii, jako agent nr 033B, został przetransportowany do Grecji na pokładzie brytyjskiego okrętu podwodnego o nazwie "Thunderbolt". Tam zaczął używać konspiracyjnego  nazwiska  Kiriakos Paryssis. W późniejszych okresach wielokrotnie zmieniał nazwiska i wygląd, by nie zostać zdekonspirowanym.


Szajnowicz w Grecji nawiązał współpracę z tamtejszym ruchem oporu i  stworzył rozbudowaną siatkę wywiadowczo-dywersyjną. Za pomocą radiostacji przekazywał Brytyjczykom informacje na temat : wojsk niemiecko-włoskich, przebywających w Grecji i konwojach płynących do Afryki Północnej, by wesprzeć wojska Rommla.

Jerzy najbardziej jednak zasłynął ze swojej działalności dywersyjnej. Zatrudnił się w zakładach Malzinotti w Nowym Faleronie. Zniszczył lub uszkodził tam, razem ze swoją grupą ok. 400 niemieckich samolotów, które dopiero co wyszły z naprawy. Dywersanci wrzucali do baków, substancje zmieniające skład chemiczny paliwa. Dzięki swoim znakomitym umiejętnościom  pływackim, Jerzy montował na kadłubach statków miny magnetyczne, które bez większego problemu niszczyły je. W taki lub podobny sposób zatopił wiele wrogich okrętów (m.in dwa U-Booty i dwa kontrtorpedowce). Na wyspie Faros zniszczył całą flotyllę kutrów, zapakowanych amunicją, która była przeznaczona dla wojsk Gen. Rommla w Afryce Północnej.

Iwanow-Szajnowicz przygotował też zamach na Mussoliniego, który w Grecji wizytował swoje wojska. Zamach zakończył się niepowodzeniem, gdyż włoski dyktator zamiast nocować w ateńskim hotelu "Grande Bretagne", noc spędził w włoskiej ambasadzie.

Niemcy robili wszystko by złapać Iwanowa, wszędzie widniały plakaty z jego podobizną - wyznaczono ogromną nagrodę za jego schwytanie. Jerzy był trzy razy łapany przez Gestapo. Jednak dwa razy udało mu się uciec. 8 września 1942 roku został  rozpoznany i zdradzony przez swojego znajomego. 2 grudnia, tego samego roku, sąd III Rzeszy  skazał go na potrójną karę śmierci. Zginął 4 stycznia 1943 roku zraniony przez SS-mana podczas próby ucieczki już z miejsca straceń - strzelnicy wojskowej w dzielnicy Aten Kesariani, następnie rozstrzelany, wraz z innymi skazańcami.
Pomnik Jerzego Iwanowa-Szajnowicza w Salonikach

 Szajnowicz został pośmiertnie oznaczony Orderem Virtuti Militari.W lipcu 1945 marszałek Harold Alexander ogłosił podziękowanie dla Iwanowa w imieniu Narodów Sprzymierzonych, a królowa Elżbieta II w kilka lat po śmierci agenta przekazała rodzinie zmarłego 1000 funtów w uznaniu jego zasług.