niedziela, 28 września 2014

Kim była najpotężniejsza Polka...

Była żoną dwóch i matką trzech królów. Jest znana pod kilkoma imionami. Na przełomie X i XI wieku, panowała co najmniej w trzech krajach: Szwecji, Dani oraz Norwegii, być może również a Anglii. W kronikach możemy ją odszukać pod imieniem Świętosława, a w nordyckich sagach jako Sygrydę lub Gunhildę. Była córką Mieszka I i prawdopodobnie Dobrawy.


 Przyszła na świat między  960, a 972 rokiem - i tyle wiadomo o jej dzieciństwie. Pomiędzy rokiem 980 a 984 została wydana politycznie za króla Szwecji - Eryka Zwycięskiego. Miało to pomóc Mieszkowi w umacnianiu władzy na Pomorzu Zachodnim. Jedynymi znanymi dziećmi z tego małżeństwa byli Olof Skötkonung, późniejszy król Szwecji oraz Holmfryda Eriksdotter. W  996, rok po śmierci swojego pierwszego męża, Świętosława znów politycznie wychodzi za króla Danii i Norwegi Swena Widłobrodego, który powrócił z wygnania.  Z tego związku urodziło się co najmniej pięcioro dzieci, w tym dwaj kolejni duńscy królowie: Harald II Svensson i Kanut II Wielki oraz córki: Estryda oraz Świętosława. Gdy w 1002 roku Swen wypędził swoją żonę, schroniła się u brata Bolesława Chrobrego w Polsce. Po śmierci Widłobrodego, ich  synowie  Harald i Kanut przybyli do Polski prosząc ją aby wróciła do Danii. Ostatnim pewnym faktem z jej życie jest właśnie powrót do Danii. Później prawdopodobnie towarzyszyła Kanutowi w rządach nad Anglią, którą podbił w 1016 roku. Data i miejsce śmierci Sygrydy są nieznane.  Zdaniem niektórych badaczy była silniejsza niż jej brat, pierwszy król Polski Bolesław Chrobry. Wydaje się jednak, że jej biografią dało by się obdzielić kilka osób- i rzeczywiście część historyków uważa, iż pod tym imieniem kryje się co najmniej dwie kobiety.

Wzmianki o Świętosławie możemy odnaleźć między innymi w kilku czołowych kronikach z tamtego okresu:

  • Thietmar z Merseburga wspomina, że córka Mieszka I, a siostra Bolesława Chrobrego wyszła za mąż za Swena Widłobrodego i urodziła mu dwóch synów, Haralda II i Kanuta Wielkiego. W przekazie tym nie ma jednak żadnej wzmianki na temat jej imienia. Thietmar miał prawdopodobnie największą wiedzę spośród wszystkich średniowiecznych kronikarzy na temat wydarzeń mu współczesnych, ponadto był dosyć dobrze zaznajomiony z sytuacją w Polsce i Danii w tamtym czasie.
  • Adam z Bremy pisze, że polska księżniczka była żoną Eryka Zwycięskiego i matką Haralda II oraz Kanuta Wielkiego. Informacja ta jest uważana przez niektórych historyków za niepewną.
  • Encomium Emmae Reginae zawiera wzmiankę, że Kanut Wielki i jego brat przybyli na ziemie Słowian po swoją matkę, żeby zabrać ją z powrotem do Danii. Informacja ta nie przesądza tego, że Sygryda wywodziła się z plemion słowiańskich, jednak kronika mocno to sugeruje.
Swoją drogą jeśli Kanut był synem słowiańskiej księżniczki, wyjaśniałoby to zapisy w średniowiecznych kronikach jakoby polscy wojowie brali udział podboju Anglii. 

poniedziałek, 22 września 2014

10 najdziwniejszych broni II Wojny światowej

Każdy kto choć trochę interesuje się drugą wojną światową- najkrwawszym konfliktem w dziejach, słyszał na pewno o radzieckiej katiuszy, czy t- 34, doskonale zna angielskiego Spitfire'a  i wie, jak wyglądały niemieckie pantery i tygrysy. Wojna zmusza do opracowywania nowych technologi- nie zawsze udanych i  konwencjonalnych. Dlatego dziś zapraszam Was w podróż po najdziwniejszych  i zdecydowanie mniej znanych wynalazkach ówczesnych inżynierów, od latających czołgów, płonących nietoperzy, po lotniskowiec wykonany z góry lodowej.


10.  Wiszące pole minowe 
Ta absurdalnie brzmiąca  broń miała wesprzeć ochronę angielskich statków z początków wojny, które były uzbrojone tylko w małokalibrowe działka. A działała ona następująco: Z  20-lufowej wyrzutni wystrzeliwano 10 rakiet, które osiągnąwszy pułap ok. 300 metrów eksplodowały. Każda uwalniała przy tym minę ważącą mniej więcej ćwierć kilograma, podczepioną do trzech spadochronów drutami długości 120-u metrów. I wtedy według brytyjskich inżynierów wrogi samolot miał zaczepić za jeden z drutów i ściągnąć minę w swoim kierunku, która miała w takiej sytuacji wybuchnąć i razić ofiarę odłamkami. Planowano też rozwinąć projekt tworząc rakiety, które byłyby zdolne wynieść minę na wysokość nawet 6 kilometrów.  Testy wykazały bowiem, że to niezwykle kłopotliwa w obsłudze, a co najważniejsze mało skuteczna broń. Była wrażliwa na podmuchy wiatru, druty, które miały zahaczać o skrzydła samolotów często zaplątywały się o takielunek statków.  Również długi załadunek wyrzutni pozostawiał dużo do życzenia. Ostatecznie projekt porzucono stwierdzając, iż znacznie lepsze efekty przyniesie zwiększenie liczby klasycznych dział  przeciwlotniczych na statkach. 

9.  Segmentowe superdziało 
Superdziało segmentowe, czy bardziej znana nazwa V-3 to jedna z  niemieckich broni odwetowych (niem. Vergeltungswaffe).  Choć zdecydowanie mniej znana od swoich poprzedniczek( V-1 i V-2), to jednak sam jej widok robił wrażenie. Wprawdzie kaliber nie był imponujący, bo wynosił 150 mm, lecz sama lufa mierząca 120 metrów( to więcej niż mierzy boisko do piłki nożnej)  budziła respekt.  Jeszcze jedną wyróżniającą spośród innych dział rzeczą, był sposób wyrzutu pocisku- w zwykłym dziale jednorazowa eksplozja ładunku miotającego powoduje wyrzut pocisku, w V-3 było trochę inaczej. Pocisk o masie 140 kg, zostawał wyrzucany przez kolejne porcje gazu, dostarczane z parzystych, bocznych zaworów, które mijał , dzięki temu mógł spokojnie pokonać w powietrzu dystans ok. 160 km.  Planowano zbudować 25 takich dział, lecz skończyło się na jednym egzemplarzu umieszczonym na wybrzeżu Francji, dokładnie w dużym podziemnym kompleksie w Mimoyecques, niedaleko Calai, skąd Niemcy zamierzali prowadzić ostrzał Londynu- oddano nawet próbne strzały. Ale 6 lipca 1944 roku, brytyjskie Lancastery z 617 dywizjonu, przy użyciu 5-tonowych bomb Tallboy zmieniły cały kompleks w stertę gruzu. Niemcy zbudowali jeszcze dwa mniejsze działa tego typu, o długości lufy 45 metrów i zasięgu zaledwie 40  kilometrów, zlokalizowanych w Lampaden, 13 km na południowy wschód od Trewiru w Niemczech. Za ich pomocą niszczono pozycję aliantów. W sumie odpalono 183 pociski, przy bardzo niewielkiej skuteczności, zginęło zaledwie 10 cywilów, a około 30 zostało rannych. Ostatecznie całą konstrukcja wraz z pociskami wpadła w ręce Amerykanów. Na koniec warto dodać, że V-3 z lufą 120-metrową, była największą bronią artyleryjską państw Osi, znacznie przewyższając swoim zasięgiem działa kolejowe Dora (inna nazwa Schwerer Gustav) 800 mm i Krupp K5- 320 mm, czy moździerze Karl - 600 mm.

8. Balony śmierci 
Japończycy podczas wojny długo szukali broni, która umożliwiłaby im  zaatakowanie kontynentalnego terytorium Stanów Zjednoczonych. Potrzebowali dalekosiężnej, mogącej z powodzeniem pokonać Pacyfik i zadać poważny- głównie psychologiczny cios. Jednym z takich  wynalazków, napędzanym przez siły przyrody, a dokładnie przez prądy strumieniowe, czyli wiatry stałe wiejące z zachodu na wschód na wysokości 9-12 kilometrów okazały się balony. Wyprodukowano ich około 9 tysięcy.  Do każdego napełnionego wodorem   fu-go - jak je potocznie nazywano,  doczepiono kilka bomb o łącznej masie rzędu 15-30 kg. Obliczono, że jeśli balony wyniosą się na wysokość 9000 metrów, wiatr przeniesie je nad terytorium USA w ciągu 5 dni.  Skonstruowano je tak, aby po tym czasie zaczęły tracić zapasy wodoru. Jednak w rzeczywistości cały projekt okazał się klapą. Do zachodnich brzegów  Północnej Ameryki zdołało dotrzeć tylko ok. 10 % balonów. A te które już dotarły nad kontynent rozbiły się w gęsto porośniętych lasach pogranicza amerykańsko-kanadyjskiego. Na wskutek eksplozji zginęło tylko sześć osób. Na dodatek rząd Stanów Zjednoczonych, aby zapobiec społecznej histerii, ujawnił wszystkie informacje o balonach śmierci. Japończycy pilnie śledzący amerykańską prasę nie znaleźli nawet najmniejszej wzmianki o efektach  działania bomb balonowych. Uznali to za przejaw kompletnej nieskuteczności i zaprzestali wysyłania fu-go. 

7. Rydwan ognia 
Jednym z największych problemów towarzyszącym desantowi z morza było niszczenie wrogich umocnień, przy jednakowym ograniczeniu własnych strat. Niemcy stworzyli Goliaty-  coś w rodzaju małych, jeżdżących dronów o  napędzie gąsienicowym, naładowanych po brzegi materiałami wybuchowymi. O ich skuteczności boleśnie przekonali się m.in powstańcy warszawscy. Brytyjczycy też stworzyli swój projekt, zwany panjandrum, czyli walec na drewnianych  drabiniastych kołach o średnicy 2 metrów, wypełniony toną TNT( planowano również stworzyć wersję z dwukrotnie większą ładownością).  Rydwan zasilany był przez nieduże rakiety na paliwo stałe, przymocowane do szprych obu kół. Po odpaleniu rakiet panjandrum miał się toczyć, z prędkością blisko 100 km/h. Detonację powodował moment zderzenia rydwanu z przeszkodą. Nigdy jednak nie został użyty w walce- przyczyn było kilka: panjandrum często przewracał się na bok, a nierówny ciąg rakiet skutkował całkiem nieprzewidywalnym poruszaniem się, narażając przy tym własne pozycje. 

6. Psy przeciwpancerne

Po niespodziewanym ataku Hitlera na ZSRR, 22 lipca 1941 roku Rosjanie byli zaskoczeni i zupełnie nieprzygotowani. Po pewnym czasie  nie posiadali już wystarczającej liczby broni przeciwpancernej by móc skutecznie zwalczać niemieckie pułki czołgów. Z pomocą przyszły czworonogi. Co trzeba zrobić by ze zwykłego kundla uczynić prawdziwego niszczyciela czołgów. W gruncie rzeczy nie dużo- wystarczy go wytresować tak, by wpełzał pod wrogie pojazdy, a na grzbiecie i po bokach umieścić jeden albo dwa kilogramy materiałów wybuchowych, pamiętając jednakowo, by nastawić zapalnik na odpowiedni czas. A jak zmusić zwierzaka do takiego czynu w środku bitewnej zawieruchy?  Głodząc go i  umieszczając jedzenie na treningach pod podwoziem czołgu. Choć sami Rosjanie chwalą się skutecznością przeciwpancernych psów, które według ich szacunków zniszczyły ponad 300 wrogich maszyn, to źródła zachodnie odnotowują tylko jeden przypadek  ataku psich kamikadze na niemiecką kolumnę.  Psy kręcące się wokół niemieckich czołgów stanowiły łatwy cel piechoty osłaniającej pojazdy. Dodatkowo często wbiegały pod radzieckie  T-34, na których ich szkolony i tym samym bardziej kojarzyły im się z jedzeniem.

5. Działa soniczne, elektryczne i wiatrowe
W 1944 roku minister uzbrojenia III Rzeszy zaprezentował działo soniczne- Schallkanone. W jego komorze rezonansowej, 1500 razy na sekundę miała spalać się mieszanina metanu i tlenu , wytwarzając falę dźwięku , którą zamierzano skupiać na celu za pomocą wielkich parabolicznych emiterów. Według założeń działo miało zabijać z odległości 100 metrów, a z odległości 300 pozbawiać ofiary przytomności. O dalszych losach broni nie wiemy za dużo. Prawdopodobnie uznano jej efekty za mało satysfakcjonujące a projekt zamknięto.  W 1944 roku,  Niemcy pracowali również nad inną bronią artyleryjską, a mianowicie nad elektrycznym działem przeciwlotniczym.  Wedle zamierzeń  miało ono wyrzucać 6000 pocisków na minutę z prędkością 2 km/s. Każdy  pocisk  planowano wypełnić pół kilogramem materiałów wybuchowych.  Projekt posłano do lamusa, gdy okazało się, że do zasilenia jednego takiego działa potrzebne by było zasilenie wystarczające do zaopatrzenia w energię duże miasto. Innym ciekawym  projektem działa było Windkanone. Strzelało one specjalnymi pociskami wypełnionymi mieszanką pyłową, która po wystrzeleniu ulegała samozapłonowi, tworząc wir wiatrowy. Oczekiwano, że ów wir mógłby wessać i zniszczyć nadlatujące samoloty.  W przeciwieństwie do dwóch wyżej opisanych dział, Windkaone zostało użyte w walce podczas obrony Elby, jednak nie było w stanie uszkodzić żadnego samolotu Aliantów, nie mówiąc już o jego strąceniu.

4. Nietoperze zapalające
Nie tylko Rosjanie eksperymentowali z wykorzystaniem zwierząt jako broni. Amerykanie pracowali nad bronią masowego rażenia, służącą do niszczenia japońskich miast. Rdzeniem nowej broni stały się nietoperze, do których przyczepiono 17- lub 18-gramowe bomby z zapalnikiem czasowym . Do tego celu zamierzano wykorzystać bardzo liczną populację miniaturowego meksykańskiego nietoperza ognistego. Bombowce miały dokonać nocnych nalotów, zrzucając otwierające się w powietrzu zasobniki. Zdezorientowane zwierzęta szukałyby schronienia w zakamarkach japońskich domów, wykonanych głównie z podatnego na ogień  drewna i papieru. Wyliczono nawet, że gdyby wysłano 10 bombowców B-24 ze stoma zasobnikami każdy, wywołałoby to  około miliona pożarów na obszarze 60 kilometrów kwadratowych.  Pierwsze testy wypadły obiecująco. Nietoperze zapalające  okazały się bardziej skuteczniejsze od standardowych bomb zapalających stosowanych w tamtych czasach. Projekt jednak zamknięty, gdyż okazało się, że pierwsze "naloty" będą możliwe dopiero w drugiej połowie 1945 roku. 




3. Czołg, który latał 
Jak szybko zapewnić wsparcie czołgów, lekkim oddziałom powietrznodesantowym ?  To pytanie spędzało sen z oczu Rosjanom, którzy niezwykle mocno rozbudowali ten rodzaj sił zbrojnych.  W pierwszych latach wojny, samoloty transportowe mogły co najwyżej udźwignąć działo niewielkich rozmiarów.  Więc postanowiono stworzyć czołgoszybowiec A-40 KT.  Do lekkiego czołgu T-60 doczepiono skrzydła i zamontowano stery. Manewrowanie odbywało się za pomocą ruchów wieży. Tuż przed lądowaniem pilot, by uniknąć przewrócenia na bok, włączał gąsienice na maksymalne obroty. Zaraz  po wylądowaniu odrzucał ogon, skrzydła i czołg już mógł ruszać do boju.  W 1942 roku dokonano nawet prób, które wypadły obiecująco. Projekt jednak ostatecznie porzucono, choć z zupełnie innych powodów. Rosjanie nie mieli odpowiednich maszyn by holować takie szybowce dłużej nić przez kilkanaście minut, bez  obawy przegrzania się silnika. Tak więc do końca wojny radzieccy spadochroniarze mogli liczyć tylko na siebie.


2. Lodowy lotniskowiec 
Zastanawialiście się kiedyś co można stworzyć z góry lodowej?  Mający  w swej flocie zbyt mało lotniskowców, Brytyjczycy postanowili wykorzystać kawał lodu do stworzenia super lotniskowca MMS Habbakuk. Miał to być holowany przez okręty pokład startowy. Później pomysł przekształcono - zamierzano stworzyć pełnowymiarowy statek z płyt pykretu, tzn. zadziwiająco twardej i trudnotopliwej mieszanki składającej się z 86% lodu i 14% miazgi drzewnej, o grubości ok. 12 metrów i dodatkowo otoczony specjalną izolacją. Zakładano, że lotniskowiec osiągnie wyporność 2 mln ton, czyli 20 razy więcej niż największy na utrzymaniu Stanów Zjednoczonych- USS Gerald R. Ford. Załogę tego dziwoląga obliczono na 3500 ludzi. Jego zasięg wynosiłby ok. 7000 kilometrów, przy spalaniu 120 ton paliwa na dzień. 600-metrowy Habbakuk mógł unieść ok 300 maszyn, pod warunkiem, że będzie działał w odpowiednio chłodnym klimacie np. na północnym Atlantyku.  Przeprowadzano nawet kilka prób na mniejszych jednostkach, ale projekt ostatecznie odrzucono z przyczyny licznych problemów, których nie umiano rozwiązać np. problem z odprowadzeniem ogromnej ilości ciepła emitowanego przez masywne silniki.  


1.  Niemiecki bombowiec kosmiczny
Pod względem rozmachu i wyobraźni włożonych w projekty maszyn bojowych, żadne z państw nie mogło konkurować z niemieckimi naukowcami. O ich projektach powstała nie jednak książka i nie jeden film.  Niektóre rodzą zdziwienie i szokują nawet w naszych czasach. Ale najciekawszym "wynalazkiem" był Sibervogel(niem. Srebrny Ptak), znany także jako Amerika Bomber. Projekt ten wyprzedził swoją epokę o dziesiątki lat. Miał być międzykontynentalnym bombowcem rakietowym.  Parametry, które miał osiągać, powodują zdziwienie na twarzy najlepszych naukowców naszych czasów, nie myśląc już o czasach II wojny światowej. Wedle założeń wynalazców Srebrny Ptak miał osiągać prędkość 10 razy większą niż prędkość dźwięku i wznosić się na wysokość mniej więcej 15 kilometrów. Po dodarciu nad terytorium USA Sibervogel miał zrzucić jednorazowo cztery tony bomb i wrócić lotem ślizgowym do bazy. A wszystko to w czasie 3 godzin . Ograniczona ówcześnie technologia nie pozwalała na stworzenie takiej maszyny. Więc Srebrny Ptak został tylko formie projektu i drewnianej makiety, służącej to testów w tunelu aerodynamicznym.