niedziela, 14 grudnia 2014

Największe stracie oddziału polskiego z rosyjskim od 1863...


Akcja pod Rogowem przeszła do historii, jako pierwsze duże zbrojne starcie oddziału polskiego z rosyjski od 1863 roku. Dodatkowo zwycięstwo osiągnięto, bez najmniejszych strat własnych- żaden z czterdziestu dziewięciu uczestników nie został ranny, ani aresztowany. Wszyscy również stawili się następnego dnia do pracy w swoich warsztatach włókienniczych. Rozbito czterdziestopięcioosobowy oddział ochrony pociągu i zrabowano 37 tysięcy rubli. 


Była druga połowa roku 1906. Represje policji, żandarmów i kozaków szalały w sposób bezwzględny, brutalny i na coraz większą skalę- kary śmierci wykonywano bez wcześniejszego wyroku sądu. Panował coraz większy chaos, a życie straciło jakąkolwiek wartość. Dziś jeszcze żyjesz, ale jutro możesz przypadkowo zginąć na ulicy wysadzony przez bombę samoróbkę, lub rozstrzelany przez żandarmów, albo policję. Rok 1906 to również, apogeum rewolucyjnej działalności. Tylko w tym roku dokonano 1245 zamachów na carskie instytucje i przedstawicieli carskiego aparatu władzy. A na to potrzeba było pieniędzy, dużo pieniędzy. Broń, ubrania, wydawanie bibuły, utrzymanie całej organizacji i jej członków, a przede wszystkim organizowanie akcji - do wszystko kosztowało. A jak wtedy było wiadome, sposobem na szybkie pozyskanie odrobiny rubli były napady. Najlepiej na pociąg, i to do tego pocztowy i jeszcze przewożący podatki. Właśnie na taki pomysł wpadł  Józef Montwiłł-Mirecki "Grzegorz", który był  inicjatorem i dowódcom całej akcji.  Ze swoim pomysłem wystąpił na posiedzeniu Wydziału Bojowego, gdzie przyjęto go bardzo ciepło. Ustalono, że celem napadu będą  pieniądze zebrane z podatków, przewożone z granicy austriacko-rosyjskiej, na jednej ze stacji kolejowych na Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej. Wybrano stację Rogów, położoną o dziesięć minut jazdy od węzła kolejowego w Koluszkach.

Rogów znajdował się w trójkącie pomiędzy miastem powiatowym Brzeziny, Rawą Mazowiecką i Koluszkami. Na zachodzie były miasta Łódź, Piotrków, na wschodzie Skierniewice. We wszystkich tych miastach znajdowały się duże garnizony carskiego wojska, lub kozaków, które  mogły dotrzeć z odsieczą broniącej się obstawie pociągu w około 30 minut. Dlatego całą akcję należało dokładnie zaplanować, przygotować, a co najważniejsze sprawnie przeprowadzić. Do akcji wyznaczono 42 bojowców, oraz 6 instruktorów okręgowych OB, których  Montwiłł-Mirecki podzielił na siedem oddziałów.

Pierwszy oddział pod dowództwem Jana Kwapińskiego "Kacpra" miał za zadanie opanować parowóz, usunąć maszynistę, palaczy i oczekiwać rozkazu. Drugi oddział pod dowództwem "Kazimierza" miał chyba najtrudniejsze zadanie, musiał usunąć 45 żandarmów z ochrony pociągu. Oddział trzeci pod dowództwem  "Jerzego"  uzbrojony wyłącznie w mauzery, miał za zadanie rozlokowanie się na stacji kolejowej w poczekalni i wszystkich cywilnych  pasażerów zgromadzić  w jednym miejscu, oraz  zająć miejsca przy oknach (które służyły za strzelnice). Oddział czwarty  pod dowództwem "Witalisa"miał otoczyć pierścieniem plac przy dworcu kolejowym, nie wypuszczając nikogo ze stacji kolejowej. Oddział piaty pod rozkazami "Eugeniusza" musiał usunąć z posterunku stacyjnego dwóch żandarmów,  zniszczyć aparaty telefoniczne i telegraficzne. Szóste zgrupowanie pod dowodzone przez  Ignacego" (Władysław Kołakowski),  które wysiadło w Koluszkach, miało zamknąć swoim oddziałem tyły pociągu i jeżeli eskortujący żołnierze będą  wyskakiwać z wagonu, mieli do nich strzelać; niekoniecznie by zabić, ale wywołać panikę i sprowokować do ucieczki. Oddział siódmy pod komendą samego  Montwiłł-Mireckiego "Grzegorz" pozostawał w rezerwie i miał opanować wagon pocztowy i zabezpieczyć pieniądze...

Rozmieszczenie oddziałów 

Akcje bardzo starannie i skrupulatnie planowano przez długi czas. Każdy z poszczególnych oddziałów musiał jechać na stację i zrobić dokładne rozeznanie, zwracając szczególną uwagę na ochronę, rozkład zabudowań, i możliwości odskoku po akcji. Tak relacjonował wytyczne Józefa Montwiłła-Mireckiego, dowódca pierwszego oddziału Jan Kwapiński:
Od jutra każdy z wymienionych towarzyszy ma po kolei jechać z Łodzi do stacji Rogów, gdzie szczegółowo zbada teren walki, stwierdzi, ilu jest na stacji żandarmów, a w okolicy policji, i czy przypadkiem u jakiegoś obszarnika nie stoją kozacy(...). Na stacji należy zdjąć plan bardzo szczegółowy rozkładu zabudowań, po czym macie wrócić do Łodzi piechotą. Podróż piechotą potrzebna jest dla dokładnego zbadania przez każdego z nas terenu odwrotu. Pożądane jest również, byście szczegółowo i sumiennie sprawdzili teren ze sztabówką, gdyż odwrót wymaga jak najdokładniejszej znajomości okolicy; plany wręczycie mi osobiście. Plany i obserwacje, jakie zrobicie, macie trzymać jeden przed drugim w tajemnicy. 
Początkowo akcję planowano na 12 października, lecz z uwagi na wizytację gubernatora piotrkowskiego Millera w pobliskich Brzezinach, akcję odwołano, a raczej przesunięto termin wykonania na 8 listopada. Do tego czasu nakazano bojowcom trzymać język za zębami i nikomu nie wspominać o akcji. Przygotowywano broń i rozdzielano zadania.

8 listopada, półtorej godziny prze odejściem pociągu, którym bojowcy mieli dotrzeć na miejsce akcji, zorganizowano zbiórkę. Po przybyciu wszystkich, instruktorzy rozdawali bojowcom broń, którzy w zorganizowany i uporządkowany sposób zajmowali miejsca w pociągu. Kilka minut po 20 wszystkie grupy zajęły wcześniej wyznaczone pozycję. Wszyscy oczekiwali godziny 20:17 o której to miał nadjechać pociąg na stację. Jak relacjonuje Jan Kwapiński:
Pamiętam jak dziś – z bijącym sercem wpatrywałem się w dal na oświetlony parowóz, który zbliżał się do stacji kolejowej. Nagle z łoskotem wpadł pociąg na stację kolejową. Ja z błyskawiczną szybkością, podrzucony przez starszego szóstki, kowala z fabryki z Łodzi, skoczyłem do parowozu, z rewolwerem do maszynisty, odsuwając go od lewara. W momencie, gdy przyskoczyłem do niego, maszynista uśmiechnął się i powiedział:
„Tylko spokojnie, towarzyszu, nie denerwujcie się. A umiecie prowadzić maszynę?”.
„Nie wasza rzecz, marsz do węglarki”.
Zaraz po tym, ktoś z oddziału Kwapińskiego rozwinął czerwony sztandar, na którym dumnie widniały trzy litery PPS.

Chwilę przed zatrzymaniem się pociągu na stacji, oddział piaty pod dowództwem "Eugeniusza", po krótkiej szarpaninie, w której padło 4 strzały usunął dwóch żandarmów, a druga cześć oddziału zniszczyła aparaty telegraficzne i telefoniczne.

"Jerzy" dowódca trzeciego oddziału wydał rozkaz oczekującym w poczekalni, żeby kładła się koło muru i nie ruszała  z miejsca. Donośnym głosem oznajmił, ażeby  byli spokojni, albowiem „Państwo macie do czynienia z bojowcami z Polskiej Partii Socjalistycznej, którzy wam osobiście żadnej krzywdy nie zrobią”.

W tym samym czasie co  Kwapiński terroryzował lokomotywę, oddział drugi  pod dowództwem "Kazimierza" przystąpił do unieszkodliwiania ochrony pociągu złożonej z 45 żołnierzy. Do wagonu z konwojentami podszedł wysoki i postawny mężczyzna z grubym kijem, którym wybił szybę i niedużą paczką, którą błyskawicznie wrzucił  do wagonu. Po dwudziestu sekundach, całym pociągiem szarpną ogromny wybuch, widać było tylko słup dymu i ognia. Zaraz po tym wszyscy żandarmi, którzy zostali przy życiu,  biegli już  na oślepieni w pobliskie lasy.

Po usunięciu żandarmów i zabezpieczeniu pociągu oddział siódmy  przystąpił do zdobycia wagonu pocztowego. Jednak nie wszystko tutaj poszło gładko, ponieważ straż pocztowa stawiała duży opór, bojownicy byli zmuszeni wrzucić do wnętrza wagonu laskę dynamitu, która rozwiązała problem.  Teraz bojownicy mogli bez obawy wejść do wagonu i pakować pieniądze...

Cała akcja trwał 18 minut, zrabowano 37 tysięcy rubli bez żadnych strat własnych. Po zakończeniu wybierania pieniędzy wszyscy bojowcy ustawili się w szybu bojowym, a Józef Montwiłł-Mirecki przemówił:
„Towarzysze, w imieniu Wydziału Bojowego Polskiej Partii Socjalistycznej dziękuję wam za waszą dzielną postawę i życzę wam szybkiego powrotu do Łodzi. Odwrót będzie prowadził tow. Kacper, czterech zaś bojowców pojedzie ze mną, byśmy mogli ulokować w bezpiecznym miejscu pieniądze wzięte z rąk urzędników carskich, które obrócimy na walkę z carem”.
Po apelu, rewolucjoniści wymaszerowali zgrupowani w oddziałach w stronę Łodzi, by rano zjawić się na swoich stanowiskach łódzkich fabryk.  Zdobycie pieniędzy i rozbicie całego oddziału pod Rogowem wywołało entuzjastyczny nastrój w masach robotniczych i wśród sympatyków PPS. Na darmo  w ciągu całego  następnego tygodnia kozacy i żandarmi  obszukiwali okolice. Mogli szukać.  Wszyscy uczestnicy byli już wtedy w swoich warsztatach pracy, oczywiście z wyjątkiem instruktorów, którzy zajęli się ukrywaniem łupu

  Dzień po akcji, warszawski urzędowy dziennik  napisał smętnie, że na ślad sprawców nie natrafiono. Trzeciego dnia ukazała się odezwa Centralnego Komitetu, kwitująca odbiór zabranej gotówki w sumie 37 000 rubli.

Źródło: 
Jan Kwapiński- Akcja pod Rogowem
Wojciech Lada- Polscy Terroryści