Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Polacy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Polacy. Pokaż wszystkie posty

środa, 8 kwietnia 2015

Jak żegnano największego Polaka....

Uroczystości żałobne po śmierci Jana Pawła II był największym znanym  pogrzebem w dziejach świata, a zarazem największym zgromadzeniem chrześcijan w historii . Zgromadził także najliczniejszą w czasach współczesnych liczbę dostojników. Uczestniczyło w nim ponad 4 mln ludzi, w tym 4 królów, 5 królowych i ponad 200 prezydentów i premierów z całego świata, a także przedstawiciele największych religii m.in. duchowni islamscy i żydowscy. Ocenia się także, że za pośrednictwem mediów uroczystości żałobne śledziło 2 miliardy ludzi na całym świecie.




Jan Paweł II, czyli Karol Wojtyła to najbardziej znany i ceniony  na świecie Polak. W końcu odwiedził wszystkie kontynenty, a Watykan opuszczał aż 104 razy. Przemierzał odległe, zaszyte w głuszy zakątki Ziemi, wyruszał do ludzi ubogich i potrzebujących wsparcia. Dotarł w miejsca, gdzie wcześniej żaden papież nie postawił  nogi. Był pierwszym papieżem, który odwiedził protestancką Wielką Brytanie i jako pierwszy gościł w Białym Domu. Nie bez powodu nazywano go papieżem-pielgrzymem.

Został wybrany na następcę zmarłego Jana Pawła I, 22 października 1978 roku. Co ciekawe, był pierwszym po 455 latach biskupem Rzymu niebędącym Włochem oraz mając 58 lat został wybrany najmłodszym papieżem od czasu wyboru Piusa IX w 1846, który w chwili wyboru miał 54 lata. Był odpowiednim papieżem na nieodpowiednie czasy.  Druga połowa lat 70 i 80 XX, które przypadły na początek  pontyfikatu Karola Wojtyły, to czasy chaosu i zamętu, zimnej wojny i kryzysu.  Lecz papież nie pozostawał obojętny i rozpoczną walkę o pokój. Już rok po objęciu funkcji ojca świętego  wyruszył w pierwszą pielgrzymkę do komunistycznej Polski, gdzie krzyczał:

„Wołam, ja, syn polskiej ziemi, a zarazem ja, Jan Paweł II, papież. Wołam z całej głębi tego Tysiąclecia, wołam w przeddzień Święta Zesłania, wołam wraz z wami wszystkimi: Niech zstąpi Duch Twój! Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi!
Głoszone przez niego nauki i  zabiegi przyczyniły się do zmian ustrojowych i upadku komunizmu w europejskich państwach bloku wschodniego, w tym także w Polsce. Podczas pielgrzymki do USA krytykował postawy kapitalistyczne, oraz wyzyskiwanie biednych państw przez bogate. W 1986 roku w Asyżu  modlił się wspólnie z przedstawicielami największych religii o pokój na świecie. Odwiedzał meczety, spotykał się z patriarchami, stawiał pierwsze kroki na drodze budowania ekumenizmu. Był papieżem wyjątkowym i niezmiernie wyczulonym na problemu ówczesnego świata. Istotnie zmienił świat.


Postępująca kilka lat choroba, ostatecznie zaatakowała 2 kwietnia 2005 roku. O godzinie 7;30 papież zaczął tracić przytomność. O godzinie 15;30  wyszeptał: „Pozwólcie mi iść do domu Ojca”. A już o 19 zapadł w śpiączkę, aparaty wskazywały na powolny zanik funkcji życiowych. Dokładnie o 21;37 czasu miejscowego, papieski lekarz Renato Buzzonetti stwierdził śmierć. Papież zmarł po apelu jasnogórskim w  9666 dniu swojego pontyfikatu. Przez wcześniejszych kilka dni wierni z całego świata z zapartym tchem wyczekiwali wiadomości z Watykanu o zdrowiu swojego papieża.


3 kwietnia, dzień po śmierci  kamerling Eduardo Somalo dał zgodę na zabalsamowanie ciała Jana Pawła II, które następnie ubrano w szaty papieskie i wystawiono na widok publiczny w Sali Klementyńskiej Pałacu Apostolskiego. 4 kwietnia ciało przeniesiono do Bazyliki Świętego Piotra, gdzie wierni przybyli na pogrzeb mogli ostatni raz  zobaczyć, pomodlić się i pożegnać wielkiego ojca Kościoła.

Pogrzeb odbył się 8 kwietnia,  6 dni po śmierci. Zgodnie z wolą Jana Pawła II wyrażoną w testamencie jego ciało spoczęło w trumnie z prostych desek z drzewa cyprysowego (symbol nieśmiertelności). Msza żałobna rozpoczęła się o godzinie 10,  na Placu Św. Piotra. Koncelebrowanej przez tysiące biskupów, arcybiskupów i kardynałów przewodniczył kardynał  Joseph Ratzinger- późniejszy  Benedykt XVI. Po zakończeniu uroczystości, trumna z ciałem rozłożona dotąd na Placu Świętego Piotra, została przeniesiona do podziemi Bazyliki Św. Piotra, a  procesji przewodniczył kardynał kamerling - Eduardo Martinez Somalo. Tam w krypcie Jana XXIII, cyprysową trumnę włożono do drugiej- cynkowej, którą szczelnie zalutowano, a tę w trzecią wykonaną z drzewa orzechowego. Trumny zostały opatrzone watykańskimi pieczęciami i złożone w skromnym grobowcu o głębokości 1,7 m, przykrytym marmurową płytą z napisem „Ioannes Paulus II 16 X 1978 - 2 IV 2005”. Przy składaniu trumny uczestniczyli tylko zaufani współpracownicy papieża arcybiskupi: Stanisław Dziwisz i Piero Marini.

Grób Jana Pawła II w krypcie Jana XXIII


 W uroczystościach żałobnych pod Bazyliką Świętego Piotra uczestniczyło ponad 300 tys. wiernych z całego świata, w tym wielu przywódców państwowych. Wśród najbardziej znanych byli:  prezydent USA George W. Bush z żoną Laurą, byli prezydenci Bill Clinton i George Bush; premier Rosji, sekretarz generalny ONZ, prezydent i kanclerz Niemiec; król i królowa Hiszpanii. Polska również wystosowała oficjalną delegacje państwową, która liczyła 10 osób. A w jej skład weszli:  prezydent Aleksander Kwaśniewski z małżonką, premier Marek Belka, marszałek Sejmu Włodzimierz Cimoszewicz, marszałek Senatu Longin Pastusiak, były prezydent Lech Wałęsa z małżonką, były premier Tadeusz Mazowiecki, były marszałek Sejmu Wiesław Chrzanowski i ambasador Polski w Watykanie Hanna Suchocka. Dodatkowo w uroczystościach żałobnych wzięła udział 240-osobowa delegacja polskiego sejmu i senatu. Prócz światowych znakomitości w całym Rzymie, przed specjalnie przygotowanymi ekranami papieża-Polaka żegnało od 4-5 mln pielgrzymów, przybyłych z całego świata. największą grupę liczącą 1,5 mln stanowili Polacy. Nawet uruchomiono specjalne połączenia Polska-Rzym, by umożliwić wiernym dojazd na pogrzeb rodaka. Nie zabrakło także przedstawicieli innych religii, którzy zjechali tłumnie do Watykanu. Wśród nich były takie osobistości jak: ekumeniczny patriarcha Konstantynopola Bartłomiej I, przywódca duchowy prawosławia; Patriarcha ormiański z Turcji Mesrob II; dyrektor generalny Naczelnego Rabinatu Izraela Oded Wiener, czy Metropolita kaliningradzki i smoleński Cyryl, kierujący Wydziałem Stosunków Zewnętrznych Patriarchatu Moskiewskiego. Ocenia się także, iż za pośrednictwem mediów uroczystości żałobne śledziło 2 miliardy ludzi na całym świecie.

Na fioletowo zaznaczono państwa, których oficjalne delegacje przybyły na pogrzeb Jana Pawła II

Uroczystości żałobne  w wersjach lokalnych odbywały się na całym świecie, również w największych Polskich miastach, m.in. w Warszawie i Krakowie. I to nie tylko w kościołach, gdzie zbierano się na nabożeństwa, ale również na największych placach, np. na Placu Piłsudskiego w Warszawie, gdzie uroczystościom żałobnym patronował ówczesny prezydent miasta Lech Kaczyński. Sam pogrzeb transmitowany przez telewizję wyświetlano na ogromnych bilbordach, by umożliwić wiernym chociaż pośrednie uczestnictwo w uroczystościach. Takie bilbordy rozstawiono w Warszawie na Placu Piłsudskiego. Ludzie gromadzili się także w miejscach szczególnie związanych z Karolem Wojtyłą, na modlitwę i czuwanie. Przede wszystkim  pod papieskim oknem w Krakowie przy ulicy Franciszkańskiej 3, oraz w  rodzinnej miejscowość papieża-Polaka w Wadowicach.


Dodatkowo w Polsce, 3 kwietnia 2005 roku Rada Ministrów uchwałą nr 80/2005 wprowadziła żałobę narodową od  3 kwietnia do dnia pogrzebu. Na czas żałoby we wszystkich  miastach odwoływano imprezy, przedstawienia teatralne i koncerty. TVP przerwało transmisję Ligi Mistrzów. A stacje komercyjne takie jak TVN,  MTV, Jetix, czy VIVA Polska, zawiesiły nadawania swoich programów i wyświetlanie reklam do poniedziałku 4 kwietnia, na rzecz wspomnień o zmarłym rodaku, a także serwisów z gorącymi  informacjami z Watykanu. Kanały muzyczne przez cały tydzień serwowały stonowaną i spokojną muzykę. Politycy powstrzymywali się od publicznych sporów i kłótni. Głośnym wydarzeniem było podanie sobie ręki Aleksandra Kwaśniewskiego i Lecha Wałęsy, podczas spotkania w Rzymie. Cała Polska i Świat żył tylko tym, co działo się w Watykanie.

Ciało Jana Pawła II, wystawione w Bazylice św. Piotra; w tle widać prezydentów USA: George’a W. Busha (z żoną Laurą), George’a H. W. Busha i Billa Clintona oraz sekretarz stanu Condoleezzę Rice i Andy’ego Carda

Po śmierci, Jana Pawła II zaczęto tytułować Wielkim. Tym przydomkiem Karola Wojtyłę utytułował jako pierwszy kardynał Angelo Sodano, w czasie mszy żałobnej dzień po jego śmierci. O Janie Pawle Wielkim pisał Tygodnik Powszechny, oraz największe publicystyczne i informacyjne stacje amerykańskiej telewizji-  CNN, Fox News, ABC, CBS,wszystkie głosiły - „John Paul the Great”. 
O przydomku Wielki mówił także, jego następca Benedykt XVI. Co ciekawe, w historii Kościoła tylko trzech papieży utytułowano przydomkiem Wielki: Leona I, Grzegorza I i Mikołaja I, a ostatni z nich Mikołaj zmarł w 867 roku.  Jan Paweł II jest więc pierwszym papieżem z przydomkiem Wielki od ponad 1100 lat. I trudno przyznać, że nie zasługuje na ten tytuł....




Źródła:
- serwis Polska Times
- Portal Spraw Zagranicznych



niedziela, 2 listopada 2014

Co tak naprawdę Hitler myślał o Polakach....

"Polacy są najbardziej inteligentnym narodem ze wszystkich, z którymi spotkali się Niemcy podczas tej wojny w Europie... Polacy, według mojej opinii i na podstawie obserwacji i meldunków z Generalnej Gubernii, są jedynym narodem w Europie, który łączy w sobie wysoką inteligencję z niesłychanym sprytem(...)  Polacy powinni być asymilowani do społeczności niemieckiej jako element wartościowy rasowo(...)"


Wycinek z "Głosu Wielkopolski"

W jednym z numerów "Głosu Wielkopolski" z  1947 roku, pojawił się  nietypowy artykuł, jak sam autor zaznacza oparty na informacji od agencji United Press. Pod koniec wojny Amerykanie mieli znaleźć w jednym z frankfurckich bunkrów tajny memoriał Hitlera, skierowany do  Heinricha Himmlera z 4 marca 1944 roku. Hitler wspominał tam o Polakach w sposób nietypowy, wręcz niewyobrażalny. A pisał mianowicie tak: 


„Polacy są najbardziej inteligentnym narodem ze wszystkich, z którymi spotkali się Niemcy podczas tej wojny w Europie... Polacy według mojej opinii, oraz na podstawie obserwacji i meldunków z Generalnej Gubernii, są jedynym narodem w Europie, który łączy w sobie wysoką inteligencję z niesłychanym sprytem. Jest to najzdolniejszy naród w Europie, ponieważ żyjąc ciągle w niesłychanie trudnych warunkach politycznych, wyrobił w sobie wielki rozsądek życiowy, nigdzie niespotykany.  
Na podstawie ostatnich badań, powadzonych przez Reichsrassenamt uczeni niemieccy doszli do przekonania, że Polacy powinni być asymilowani do społeczności niemieckiej jako element wartościowy rasowo. Uczeni nasi doszli do wniosku, że połączenie niemieckiej systematyczności z polotem Polaków dałoby doskonałe wyniki" - pisał kat Polaków.
Prócz wycinka z powojennej prasy, nie znajdziemy innych źródeł potwierdzających by Hitler coś takiego w ogóle napisał. Patrząc na okres wydania tej wiadomości (1947 rok, czyli w już dwa lata po wojnie) można się domyśleć, że być może dziennikarze chcieli pokazać jak to dzielny, dumny i waleczny naród, zalazł za skórę niemieckiemu agresorowi, a  sam Hitler miał bardziej ludzkie oblicze i  doceniał polski ruch oporu. Z drugiej jednak strony, może Führer  myślał tak samo, jak jego poprzednicy: Fryderyk II i Otto von Bismarck, u których  obsesyjna nienawiść do Polaków  mieszała  się z mniej lub bardziej ukrytym podziwem.

Ciężko uwierzyć w informację, że Hitler okazałby się nagle zawziętym miłośnikiem Polaków, jako narodowi równemu niemieckiemu. Zwłaszcza po wszystkich opiniach wyniesionych z prywatnych rozmów czy też z jego głównego dzieła Mein Kampf. Jak i samych czynów; już w kilka miesięcy po napisaniu owego memoriału Hitler wydał rozkaz zrównywania Warszawy z ziemią. Pomimo tego, możemy potraktować tę notkę jako swojego rodzaju ciekawostkę. A Wy co o tym sądzicie?


Źródło:
Wycinek z Głosu Wielkopolski- " Co myślał naprawdę Hitler o Polakach z roku 1947 


poniedziałek, 20 października 2014

Tadeusz Dzierzbicki... jedyny polski terrorysta-samobójca.


 18 maja 1905 roku, około godziny 11 do kawiarni na ulicy Miodowej wchodzi mężczyzna z dziwnym zawiniątkiem, za nim dwóch  żandarmów. Za chwilę ulicą targa ogromny wybuch, po czym słychać tylko jęki i krzyki rannych. Pod gruzami zniszczonej werandy leżą rozszarpane ciała trzech mężczyzn- dwojga policjantów i samego zamachowca. 


Jak był skory mówić Walery Sławek, samoofiara była obca duchowi polskiego terroryzmu. I trudno nie przyznać mu racji. Jedyną osobą, która zdecydowała się na samobójczy zamach był Tadeusz Dzierzbicki- człowiek bardzo dobrze wykształcony i kulturalny. W 1905 roku wrócił  z Paryż z tytułem inżyniera elektrotechnika. Zamieszkał w Warszawie przy placu Zbawiciela, pod nazwiskiem Dobrowolski i od razu wciągnął się w konspiracyjną działalność. Ze względu na swoje wykształcenie i doświadczenia był idealnym kandydatem na organizatora bojówkowego laboratorium. Istotnie w 1905 roku zajął się produkcją materiałów wybuchowych w wynajętym przez siebie mieszkaniu. Walery Sławek pisał o nim :
W wynajętym przez siebie mieszkaniu w oficynie przy ul. Nowowiejsckiej fabrykował nitroglicerynę, skupując  całymi dawkami w aptekach kwas solny, siarczany i glicerynę. To prymitywne laboratorium , w którym niekiedy po kilka razy dziennie następowały małe eksplozje przy produkcji, było wymownym obrazem, w jakich warunkach i jakimi siłami zaczynaliśmy walkę. 
Bojówka PPS długo planowała zamach na generała-gubernatora Maksymowicza. Bojownicy przez wiele tygodni obserwowali każdy krok bojaźliwego generała. Cel był prosty; poznać jego obyczaje i wybrać najlepszy moment na zamach, który w praktyce nie malował się tak kolorowo. Maksymowicz  był nieuchwytny; podróżował niezbyt często, a jak już to robił to w towarzystwie obstawy. W końcu rewolucjoniści doszli  do wniosku, że najlepszą  okazją będzie 18 maja, gdy Maksymowicz będzie jechał z Belwederu na niedzielne nabożeństwo w cerkwi znajdującej się na rogu ulic Długiej i Miodowej. Do zadania zgłosił się oczywiście na ochotnika nasz Dzierzbicki, załamany po śmierci brata, który zginął zaledwie miesiąc wcześniej podczas manifestacji. Do zamachu postanowił użyć trzy kilogramy nitrogliceryny. Osobiście wykonał z niej żelatynę wybuchową. O konstrukcji bomby nic nie wiadomo, świadkowie opisali ją po prostu jako "paczkę".

Zdjęcie przedstawiające skutki samobójczego zamachu Tadeusza Dzierzbickiego na ulicy Miodowej, dzień po zdarzeniu.
18 maja, o godzinie 11 Dzierzbicki  przybył na werandę cukierni Vincentiego przy ul. Miodowej, gdzie przejeżdżać miał Maksymowicz. Wszedł spokojnie do środka trzymając w ręku małe zawiniątko, zajął stolik i zamówił kawę. Niedługo po tym do cukierni weszło dwóch agentów policji, od razu podeszli do stolika, przy którym siedział Dzierzbicki i zażądali aby ten poszedł z nimi. Następnie wszystko potoczyło się błyskawicznie. Paczuszka, z która leżała na stoliku, teraz spadała na ziemię wydając martwy dźwięk ogarniający całą salę. Chwila ciszy, a następnie tylko ogromny, ogłuszający huk wybuchu i dym ogarniający całą werandę i część ulicy. W miarę gdy dym razem z żelastwem i drewnianymi częściami werandy opadały, nasilały się krzyki rannych.  Gdy dym całkowicie opadł, ludzie zbiegli by zobaczyć co się tak właściwie stało. Widok był naprawdę okropny- wśród zawalonych części cukierni leżały trzy trupy z rozprutymi brzuchami. Były to resztki zwłok zamachowca i dwóch  agentów. Na ulicy leżał jeszcze jeden martwy mężczyzna i kilkanaście ciężko rannych przypadkowych przechodniów.

Tak oto Tadeusz Dzierzbicki stał się jedynym terrorystą-samobójcą w całej burzliwej historii rewolucji początku XX wieku. Chociaż Konstantin Maksymowicz przeżył zamach, to tak się przestraszył, że zamknął się w twierdzy Zagrze i nie ruszał się z niej na krok. Po kilku miesiącach tchórzliwy gubernator został odwołany ze swojego stanowiska. Ofiara Tadeusza Dzierzbickigo nie poszła na marne...

Źródło: 
Wojciech Lada- "Polscy Terroryści"

niedziela, 28 września 2014

Kim była najpotężniejsza Polka...

Była żoną dwóch i matką trzech królów. Jest znana pod kilkoma imionami. Na przełomie X i XI wieku, panowała co najmniej w trzech krajach: Szwecji, Dani oraz Norwegii, być może również a Anglii. W kronikach możemy ją odszukać pod imieniem Świętosława, a w nordyckich sagach jako Sygrydę lub Gunhildę. Była córką Mieszka I i prawdopodobnie Dobrawy.


 Przyszła na świat między  960, a 972 rokiem - i tyle wiadomo o jej dzieciństwie. Pomiędzy rokiem 980 a 984 została wydana politycznie za króla Szwecji - Eryka Zwycięskiego. Miało to pomóc Mieszkowi w umacnianiu władzy na Pomorzu Zachodnim. Jedynymi znanymi dziećmi z tego małżeństwa byli Olof Skötkonung, późniejszy król Szwecji oraz Holmfryda Eriksdotter. W  996, rok po śmierci swojego pierwszego męża, Świętosława znów politycznie wychodzi za króla Danii i Norwegi Swena Widłobrodego, który powrócił z wygnania.  Z tego związku urodziło się co najmniej pięcioro dzieci, w tym dwaj kolejni duńscy królowie: Harald II Svensson i Kanut II Wielki oraz córki: Estryda oraz Świętosława. Gdy w 1002 roku Swen wypędził swoją żonę, schroniła się u brata Bolesława Chrobrego w Polsce. Po śmierci Widłobrodego, ich  synowie  Harald i Kanut przybyli do Polski prosząc ją aby wróciła do Danii. Ostatnim pewnym faktem z jej życie jest właśnie powrót do Danii. Później prawdopodobnie towarzyszyła Kanutowi w rządach nad Anglią, którą podbił w 1016 roku. Data i miejsce śmierci Sygrydy są nieznane.  Zdaniem niektórych badaczy była silniejsza niż jej brat, pierwszy król Polski Bolesław Chrobry. Wydaje się jednak, że jej biografią dało by się obdzielić kilka osób- i rzeczywiście część historyków uważa, iż pod tym imieniem kryje się co najmniej dwie kobiety.

Wzmianki o Świętosławie możemy odnaleźć między innymi w kilku czołowych kronikach z tamtego okresu:

  • Thietmar z Merseburga wspomina, że córka Mieszka I, a siostra Bolesława Chrobrego wyszła za mąż za Swena Widłobrodego i urodziła mu dwóch synów, Haralda II i Kanuta Wielkiego. W przekazie tym nie ma jednak żadnej wzmianki na temat jej imienia. Thietmar miał prawdopodobnie największą wiedzę spośród wszystkich średniowiecznych kronikarzy na temat wydarzeń mu współczesnych, ponadto był dosyć dobrze zaznajomiony z sytuacją w Polsce i Danii w tamtym czasie.
  • Adam z Bremy pisze, że polska księżniczka była żoną Eryka Zwycięskiego i matką Haralda II oraz Kanuta Wielkiego. Informacja ta jest uważana przez niektórych historyków za niepewną.
  • Encomium Emmae Reginae zawiera wzmiankę, że Kanut Wielki i jego brat przybyli na ziemie Słowian po swoją matkę, żeby zabrać ją z powrotem do Danii. Informacja ta nie przesądza tego, że Sygryda wywodziła się z plemion słowiańskich, jednak kronika mocno to sugeruje.
Swoją drogą jeśli Kanut był synem słowiańskiej księżniczki, wyjaśniałoby to zapisy w średniowiecznych kronikach jakoby polscy wojowie brali udział podboju Anglii. 

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Jak polski szpieg Kazimierz Leski wykradł plany Wału Atlantyckiego...

Był jednym z asów polskiego wywiadu. Podróżował po III Rzeszy podając się za niemieckiego porucznika. Jednak po pewnym czasie uświadomił sobie, że im wyższa ranga fałszywej tożsamości tym łatwiej oszukać Niemców. Dlatego powstał gen. Julius von Hallman, któremu Niemcy sami przekazali plany Wału Atlantyckiego. Po małym zamęcie wywołanym zniknięciem von Hallmana, Leski powrócił tym razem jako Karla Leopolda Jansena. W 1944 roku dowodził kampanią w Powstaniu Warszawskim. Niemcy nigdy go nie złapali.

Kazimierz Leski urodził się 21 czerwca 1912 roku w Warszawie, jako syn inżyniera  Juliusza Leskiego. Otrzymał solidne wykształcenie uczęszczając najpierw do VIII Liceum Ogólnokształcącego w Warszawie, a potem studiując na Wydziale Mechanicznym potem Państwowej Wyższej Szkoły Budowy Maszyn i Elektroniki. W 1936 roku wyjechał do Holandii, gdzie pracował w stoczniach jako inżynier. Tam na zamówienie Polskiej Marynarki Wojennej uczestniczył w projektowaniu łodzi podwodnych ORP "Orzeł" i ORP "Sęp". Był doskonałym poliglotą- znał  perfekcyjnie język niemiecki, angielski i francuski oraz holenderski w stopniu komunikatywnym ..
W obronie wrześniowej brał udział jako pilot samolotu Lublin R-XVIII F. Jednak nie poszczęściło mu się  i już 17 września został zestrzelony przez czerwonoarmiejców i wzięty do niewoli. Dzięki sprytowi błyskawicznie zbiegł z niewoli. Po powrocie do Warszawy szybko dołączył do konspiracji, która dopiero nabierała kolorytu. Najpierw działał w organizacji wywiadowczej Muszkieterzy, po jej rozwiązaniu jak wielu innych przeszedł do Związku Walki Zbrojnej (ZWZ), dokładnie do oddziału Informacyjno-Wywiadowczego. Pełnił tam kilka funkcji, między  innymi powołał do  życia Sektor odpowiedzialny za prześwietlanie i zbieranie Informacji o niemieckich siłach wywiadowczych, w których skład wchodziła Sicherheitspolizei , czyli Policja bezpieczeństwa, Abwehry-niemiecki wywiad wojskowy oraz Gestapo. Dodatkowo pełnił funkcję szefa referatu "998", czyli działu bezpieczeństwa centralnego AK. Z początku oddział  był odpowiedzialny za utrzymywanie łączności z więzieniami, w których zostali osadzeni członkowie podziemia.  Pod koniec  1943 roku komórka objęła wszystkie sprawy dotyczące bezpieczeństwa AK. Leski udzielał się także w Biurze Studiów Wojskowych Oddziału II, gdzie kierował działem "Komunikacja" odpowiadającym za kontrolowanie całego transportu od samochodowego do wodnego na terenie III Rzeszy i przyłączonych do niej obszarów.
Podróże Kazimierza Leskiego rozpoczęły się od piekielnie niebezpiecznej komórki "666". Była ona odpowiedzialna za przecieranie lądowych szlaków przerzutowych dla kurierów AK, którzy pokonywali tysiące kilometrów w drodze do Wielkiej Brytanii, gdzie urzędował tymczasowych rząd na emigracji i często z powrotem do Polski. Na początku wojny podróżowano przez Rumunię, Węgry i dalej na Zachód. Lecz podróż taką trasą okazywała  się trwać zbyt długo. Po wyzbyciu się oporów stworzono nową, szybszą i o wiele bardziej niebezpieczną. Wiodła ona przez terytorium III Rzeszy, Francję, Hiszpanię i przez brytyjski Gibraltar,  a potem już drogą  powietrzną do Wielkiej Brytanii. Leski znając realia podróży po Europie Zachodniej z podrabianymi dokumentami stwierdził, iż łatwiej  pracowałoby mu się  gdyby został członkiem Wermachtu. Tak też zrobił...został porucznikiem Wermachtu. W tym przebraniu odbył kilka misji do Brukseli i. Paryża. Po jakimś czasie uświadomił sobie, że był to  strzał w dziesiątkę, ale czym  wyższa ranga fałszywej tożsamości tym Niemcy łatwiej dają się oszukać. I tak powstał gen. Julius von Hallman. Leski zaopatrzony w wyśmienicie podrobiony zestaw generalskich dokumentów, ręki cichociemnego Stanisława Jankowskiego i ubrany w idealnie odwzorowany mundur generalski, rozpoczął podróżne po Europie.

Generał Hallman był wybitnym specjalistą w dziedzinie umocnień, dlatego często odwiedzał Francję, a dokładnie Paryż gdzie mieścił się sztab gospodarczy armii marszałka Gerda von Rundstedta. W sztabie służył nieocenioną pomocą dla inżynierów budujących umocnienia na wybrzeżach Atlantyku. Pewnego razu, przy kolejnej wizycie złożył sztabowcom propozycje zorganizowania przedsiębiorstwa, przeznaczonego do budowy umocnień na zachodnim wybrzeżu Francji. Po krótkim zastanowieniu zgodzili się, dostarczając przebranemu Leskiemu dokładne plany umocnień i zaliczkę w kwocie 500 marek. I w tym momencie nastąpiło coś niezwykle dziwnego, generał  Hallman przepadł w niewyjaśnionych okolicznościach. Niemcy byli zdezorientowani. Nie dość, że zgubili wysokiej rangi oficera, to jeszcze razem z nim  ściśle tajne plany budowy ogromnego systemu umocnień. Na nogi postawiono wszystkie jednostki Gestapo i Abwehry stacjonujące we Francji. Jednak po generale nie  zostało ani śladu, co było wysoce nieprawdopodobne. Dopiero cała sprawa wyjaśniła się po skontaktowaniu z macierzystą jednostka von Hallmana, stacjonującą na froncie wschodnim. Okazało  się bowiem, że ktoś taki jak gen. Julius von Hallman nigdy nie  istniał.
Marszałek Gerd von Rundstedt (Pierwszego z lewej) w otoczeniu Żołnierzy podczas inspekcji nad wybrzeżem Atlantyku. Luty 1943 rok 

Jasne było, że po  zdobyciu i przekazaniu na początku roku 1943 planów Wału Atlantyckiego gen. Hallman musiał zniknąć ze sceny. Jednak Leski nie  zrezygnował tak łatwo z dalszego ośmieszania Niemców. Zmieniwszy wygląd, powrócił za  kilka miesięcy do Paryża jako  gen. Karl Leopold Jansen. Oczywiście z nowymi dokumentami i co najważniejsze już nie odwiedzał sztabu Gerda von Rundstedta. W skórze Karla Jansena jeszcze przez kilka miesięcy działał w wywiadzie.
Po powrocie do Polski, stanął do walki w powstaniu warszawskim jako dowódca stworzonej przez siebie kompanii batalionu Miłosz, z którą między innymi brał udział  w zdobywaniu gmachu YMCA. Po kapitulacji uciekł z kolumny jenieckiej.

W chwili wejścia Sowietów do Polski, podjął pracę w Stoczni Gdańskiej, utrzymując cały czas kontakt  z podziemiem. Pełnił funkcję szefa sztabu obszaru zachodniego Delegatury Sil Zbrojnych. Podczas pierwszego aresztowani udało mu się zbiec. Mniej szczęścia miał w lipcu 1945 roku, gdy został aresztowany po raz drugi  drugi przez UB. Skazano go na 12 lat więzienia. Wyrok zmniejszono do sześciu lat. Po odbyciu kary Kazimierza Leskiego skazano ponownie na 10 lat "Za współpracę z okupantem". Wyszedł po odbyciu niespełna polowy kary, w 1955 r.
Tablica Pamiątkowa na domu Przy ul. Nowy Świat 2 w Warszawie


Co najważniejsze, Kazimierz Leski nigdy nie został rozpracowany przez Niemców. Może dlatego, że w różnych okresach działał jako : "37", "Bradl", "Leon Juchniewicz", "Karol Jasiński", "Juliusz Kozłowski", ". Gen. Julius von Hallman", ". Gen. Karl Leopold Jansen", oraz "Jules Lefebre". Za męstwo został odznaczony Krzyżem Virtuti Militari i 3-krotnie Krzyżem Walecznych. W 1995 r.. Instytut Yad Vashem przyznał mu tytuł  Sprawiedliwy wśród Narodów Świata.

Zmarł 27 maja 2000 r. i został pochowany na Starych Powązkach

piątek, 8 listopada 2013

Jak Polak zabił prezydenta USA...

W 1901 roku syn polskich imigrantów, Leon Czolgosz dokonał zamachu na 25 prezydenta USA, Wiliama McKinleya. Czolgosz został za to skazany na karę śmierci. Gdy zasiadł  na krześle  elektrycznym, powiedział tylko : "Zabiłem go, bo był wrogiem dobrych, pracujących ludzi"

    Przyszły zabójca McKinleya urodził się 1873 roku w ubogiej rodzinie robotników(Czołgoszów), którzy do  Ameryki przywędrowali za chlebem z zaboru rosyjskiego (jego Ojciec Paweł urodził się pod Grodnem) w latach 60-tych XIX wieku. Jednak w stanach nie znaleźli tego czego szukali. Ciągle zmieniali miejsce zamieszkania. Leon był jednym z siedmiorga rodzeństwa. Jego matka zmarła, gdy miał tylko 10 lat. Zaczął uciekać w książki, dużo czytał. W szkole był nielubiany i wytykany przez kolegów. Na początku lat 90 XIX wieku pozbył się z nazwiska "ł"( miało to ułatwić jego wymawianie  Amerykanom). Czolgosz w kolejnych latach pracował w różnych branżach i zakładach. Chętnie uczestniczył w strajkach robotniczych. Z obawy prze konsekwencjami, które go czekały za udział w protestach, zaczął posługiwać się fałszywym nazwiskiem- Fred Nieman. Duży wpływa na jego osobę, wywarły anarchiczne zgromadzenia.
Leon Czolgosz 
Na pomysł, zabicia prezydenta  USA, Leon wpadł po przeczytaniu artykułu o zabójstwie króla Włoch Umberta I, przez włoskiego anarchistę Gaetano Bresciego.  Pomysł zabicia głowy państwa stał się dla Czolgosza obsesją. I w końcu pojawiła się okazja... Z gazet młody zamachowiec dowiedział się, że w dniach 4-6 września 1901 r. wybrany kilka miesięcy wcześniej na drugą kadencję prezydent McKinley  odwiedzi Wystawę Panamerykańską, która odbędzie  się w Bufflo.

Do Bufflo, Leon przybył kilka dni przed wystawą. W jednym z okolicznych sklepów z bronią kupił sześciostrzałowy rewolwer. Początkowo planował zastrzelić prezydenta 4 września na dworcu kolejowym, zaraz po jego przyjeździe do Bufflo. Jednak na stacji było tak tłoczno, iż postanowił poczekać na lepszą okazję.
William McKinley, dwudziesty piąty prezydent USA                   

Następną próbę podjął następnego dnia, gdy prezydent udzielał przemówienia na terenie wystawy. Czolgosz przedarł się przez tłum  słuchaczy, pod same podium mównicy. Gdy McKinley skończył swoje przemówienie, zszedł z podwyższenia i oddalił się w towarzystwie swojego otoczenia. Zamachowiec podążył za nim, jednak nie oddał strzału. Ponieważ jak sam potem tłumaczył nie potrafił rozróżnić prezydenta od mężczyzn, którzy mu towarzyszyli.


Szczęście uśmiechnęło się do zamachowca dopiero 6 września. Przed godziną 16 para prezydencka zwiedzała jeden z pawilonów wystawy. Na zewnątrz w trzydziestostopniowym upale zgromadzeni, ocierający chusteczkami pot z czoła  czekali na spotkanie z głową państwa. Z powodu takiego upału ochrona prezydenta odstąpiła od swojej złotej zasady " Do prezydenta można podejść tylko z odkrytymi, niczym nie zasłoniętymi rękami" Dla polskiego zabójcy była to wyśmienita okazja. Gdy o 16;07 podszedł do prezydenta spojrzał mu w oczy i z ukrytego pod chustą rewolweru wystrzelił dwa razy. McKinley chwycił się za pierś i upadł na ziemię. Zamachowiec chciał oddać jeszcze jeden strzał, ale został powalony przez ochronę. Jeden z ochroniarzy  ciosem w twarz pozbawił Czolgosza przytomności.  Ledwo żywy prezydent wyszeptał tylko " nie róbcie mu krzywdy" i sam stracił przytomność.
Leon Czolgosz strzela do prezydenta McKinleya z ukrytego rewolweru

  8 dni później w wyniku odniesionych ran 25 prezydent USA - Wiliam McKinley  zmarł w szpitalu
 Natomiast Czolgosz od razu został przekazany policji. Przesłuchiwany podał swoje fałszywe nazwisko z okresu strajków robotniczych - Fred Nieman. 24 września zapadł wyrok  śmierci w jego sprawie. 29 października  Czolgosz został posadzony na krześle elektrycznym.  W ostatnich słowach, tłumaczył dlaczego targnął się na życie McKinleya ; " Zabiłem prezydenta, ponieważ był wrogiem dobrych ludzi- dobrych, pracujących ludzi. Nie żałuję swojej zbrodni". Władze odmówiły wydania ciała rodzinie. Obawiały się,iż grób Czolgosza mógłby stać sie celem wędrówek anarchistów. Mózg zamachowcy został dokładnie zbadany i opisany. Resztę ciała zalano kwasem siarkowym, a ubrania i listy spalono.

Czolgosz w więzieniu